Historia pieniędzy z KPO dla Polski mieści się w powiedzeniu: i strasznie i śmiesznie. Strasznie, bo mijają miesiące i zamiast korzystać z miliardów, uruchamiać inwestycje czyli podbudzać gospodarkę, politycy obozu władzy toczą wojnę, w której próbują zamazać obraz walczących stron. Nie mają większości w swoim gronie, ale atakują i szantażują opozycję przekonując, że to ona swoimi działaniami utrudnia zdobycie potrzebnych dla Polski pieniędzy. Śmiesznie, bo obiektem kpin są negocjacje premiera w tej sprawie ze swoim podwładnym i bezpardonowe ataki koalicyjnego partnera na rząd i jego szefa za haniebne praktyki pisania polskich ustaw w Brukseli.
Ten wielomiesięczny serial miał swoje streszczenie podczas pierwszego w tym roku posiedzenia Sejmu. Podczas prac komisji sprawiedliwości, a później na posiedzeniu plenarnym rządzący cały czas apelowali do opozycji, by ta zachowała się odpowiedzialnie i poparła projekt nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Kluczowy jej zapis przenosi sprawy dyscyplinarne sędziów z Sądu Najwyższego do Naczelnego Sądu Administracyjnego. „Twarzą” ustawy jest minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk, który wielokrotnie – kompletnie ignorując ostrą krytykę projektu ze strony Solidarnej Polski – namawiał opozycję, by zachowała się zgodnie z racją stanu. „Stoimy dzisiaj przed ważnym wyborem. Stoimy przed wyborem, czy wokół tej sprawy rozpocznie się jakiś polityczny taniec, jakaś polityczna gra, co niewątpliwie może być dla części z państwa, to widać tutaj podczas tej debaty, pokusą. Apeluję o to, żeby tej pokusie nie ulegać. Dzisiaj jest zbyt ważny moment dla naszego kraju” – mówił pan minister z trybuny sejmowej.
Podobne apele wygłaszali inni politycy PiS, ale żaden nie komentował słów Zbigniewa Ziobry, który odnosząc się do nowelizacji mówił tak: „Komisja Europejska działa metodami zorganizowanej grupy przestępczej, bezprawnym szantażem wymuszając zmiany w polskim porządku prawnym, sprzecznych z polską suwerennością. Dlatego Solidarna Polska nigdy nie będzie uczestniczyć w pisaniu ustaw pod dyktando brukselskich urzędników”. Co ciekawe, gdy do tego wątku nawiązał w końcu minister Szynkowski vel Sęk, to także kierował swoje słowa pod adresem opozycji! „Z jednej strony państwo mówicie: nie ma zgody na ustawy pisane w Brukseli – zgadzam się z tym, nikt nie pisał żadnej ustawy w Brukseli, na pewno nie tę. Może za państwa czasów były jakieś tego typu przypadki, ale tego nie chcę sugerować. Mam nadzieję, że tak nie było”.
Jak dużo w tym wszystkim było hipokryzji świadczy fakt, że odrzucono kluczowe poprawki opozycji, która nie chciała poprzeć projektu z pomysłami niekonstytucyjnymi na które wskazywały zaproszone na posiedzenie komisji sprawiedliwości osoby kojarzone z obozem władzy! Np. prezes NSA Jacek Chlebny wskazywał podczas tego posiedzenia, że „pomiędzy pionami sądownictwa powszechnego, a administracyjnego nie ma obecnie powiązań orzeczniczych i organizacyjnych. (…) Zgodnie z polskim modelem zadaniem sądownictwa administracyjnego jest jedynie kontrola działalności administracji publicznej. Na to opozycja mówi, to w takim razie przenieśmy sprawy dyscyplinarne do Izby Karnej Sądu Najwyższego. Ale rządzący się na to nie zgodzili! Inne poprawki, jak wprowadzenie wymogu siedmioletniego stażu dla sędziów orzekających w sprawach dyscyplinarnych, wykreślenie przepisów ustawy kagańcowej oraz anulowanie orzeczeń dawnej Izby Dyscyplinarnej także zostały wyrzucone do kosza. Czyli oczekiwano poparcia dla nowelizacji, apelowano o odpowiedzialność, ale jednocześnie ignorowano głos opozycji.
Poirytowany Borys Budka w swoim wystąpieniu na posiedzeniu plenarnym starał się pokazać, że mamy do czynienia z sytuacją kuriozalną. „22 posłów PiS-u zagłosowało przeciwko tym pieniądzom dla Polski. 22 parlamentarzystów klubu PiS głosuje przeciwko własnemu rządowi, nie chce pieniędzy dla Polski, nazywa premiera zdrajcą, mówi, że kto poprze tę ustawę, ten nie ma w sercu Polski. Pan premier przyjmuje to i mówi: nic się nie stało, gdzieś tam deszcz pada”. Dalej dowodził, że gdyby za rządów Donalda Tuska któryś z ministrów w jego rządzie na konferencji prasowej tak traktował premiera i de facto cały rząd Rzeczpospolitej, to przed końcem tej konferencji już byłby odwołany. Tymczasem Mateusz Morawiecki nie widzi w tej sytuacji nic drastycznego. W wywiadzie dla RMF pytany o to, co się stało z ustawą mówił: „Jesteśmy jako Zjednoczona Prawica cały czas bardzo zjednoczeni, ale część z naszych posłów ma nieco inne zdanie w danej kwestii, ponieważ akcentują ryzyka związane z tą ustawą wobec wymiaru sprawiedliwości. Ja te ryzyka dostrzegam, ale na poziomie wyższym dostrzegam jeszcze inne ryzyka: destabilizacji sytuacji finansów publicznych Polski, dostrzegam pogorszenie ratingów, trudniejsze pozyskiwanie środków z rynków finansowych i brak możliwości szybkiego poprawiania stanu uzbrojenia polskiej armii, a to jest absolutny priorytet – podkreślał premier Morawiecki.
Opozycja w obawie, że rządzący wykorzystają teraz cały swój aparat propagandowy do utrwalenia tezy, że to z winy Tuska, Czarzastego czy Kosiniak-Kamysza nie będzie pieniędzy, podjęła decyzję o wstrzymaniu się od głosu. (Reprezentanci Polski 2050 głosowali za odrzuceniem nowelizacji, co wywołało komentarze o rozłamie w opozycji). W każdym razie projekt przez sejm został przyjęty i odesłano go do Senatu. Tu z pewnością wrócą poprawki opozycji, ale te ponownie przepadną, gdy ustawa wróci do Sejmu. Tym razem Solidarna Polska wesprze PiS. Poważny orzech do zgryzienia będzie miał Prezydent Andrzej Duda. Wyrażane wcześniej wątpliwości powinny spowodować jego veto, ale tym samym to na głowę tego polityka spadnie odium winnego braku pieniędzy z KPO dla Polski. Załóżmy, że pan Prezydent w tej sytuacji ustawę podpisze w takim kształcie, w jakim forsuje ją Prawo i Sprawiedliwość. Będzie musiał odnieść się do wcześniejszych wątpliwości, że w ten sposób podważa się jego prerogatywę powoływania sędziów, skoro ustawa pozwala na tzw. test niezawisłości.
Pozostaje jeszcze ocena dokumentu przez Komisję Europejską. Było jasne, że na tym etapie procesu legislacji kierowane do niej pytania były przedwczesne i że padną niewiążące odpowiedzi. Christian Wigand, jeden z rzeczników KE mówił PAP w piątek: „Nowy projekt ustawy o sądownictwie złożony przez polski rząd w grudniu 2022 r., a obecnie przyjęty przez Sejm, jest ważnym krokiem w kierunku wypełnienia zobowiązań wynikających z polskiego Krajowego Planu Odbudowy. Będziemy nadal uważnie śledzić kolejne etapy trwającego procesu legislacyjnego, a następnie przeanalizujemy ostatecznie przyjęte prawo. Pozostajemy w kontakcie z polskimi władzami, aby zapewnić pełną zgodność polskiego ustawodawstwa ze zobowiązaniami podjętymi w ramach KPO w zakresie niezawisłości sądów. Ważne będzie, aby przyjęta ostateczna ustawa podniosła standardy ochrony sądowej i niezawisłości sędziowskiej”. Sama przewodnicząca Ursula von der Leyen odniosła się do sprawy krótko: „Komisja Europejska oceni, czy ostatnie zmiany w polskim sądownictwie mogą doprowadzić do wypłaty środków z Funduszu Odbudowy dopiero wtedy, gdy nowe prawo zostanie wdrożone”.
Najbliższe tygodnie dadzą odpowiedź jaki w końcu będzie finał batalii o pieniądze z KPO. Pamiętajmy jednak, że kamieni milowych jest wiele, że nie tylko te dotyczące sądownictwa o wszystkim decydują. Przy okazji sejmowej debaty o ustawie o SN posłanka Gabriela Lenartowicz z Koalicji Obywatelskiej mówiła: „Obawiam się, że w ogóle w tej sprawie nie chodzi ani o odblokowanie Krajowego Planu Odbudowy, ani o kamienie milowe. Bo gdyby tak było, to cóż jest prostszego jak odblokowanie inwestycji wiatrakowych? Przypomnę, że to jest kamień milowy najprostszy do spełnienia. Macie gotową ustawę, macie poparcie opozycji, a sami wskazaliście, że ta ustawa wejdzie w życie przed końcem czerwca ubiegłego roku”. Tu rzeczywiście nic się nie dzieje i dobrze wiemy, że to także z powodu braku jedności w obozie władzy.
Obawy budzą też dalej nie rozwiązane problemy w relacjach z instytucjonalną Unią Europejską, żeby przypomnieć trwającą procedurę art. 7 w Radzie UE czy niezrealizowane wyroki TSUE. Niewykluczone, że rządzący ciągle liczą na jakiś lepszy dla nich klimat polityczny we Wspólnocie, który pozwoli wyciszyć te sprawy. W poprzednim półroczu liczyli na Czechów sprawujących prezydencję wychodząc z założenia, że skoro premier Petr Fiala jest z Obywatelskiej Partii Demokratycznej czyli ugrupowania, które razem z PiS-em jest w jednej grupie w Parlamencie Europejskim, to pomoże łagodzić konflikty. Nic takiego się nie stało, nawet jeśli sprawy praworządności przez Czechów nie były traktowane priorytetowo.
Ponownie iskierkę nadziei dostrzeżono w nadchodzącej prezydencji szwedzkiej. Koalicyjny rząd premiera Ulfa Kristerssona jest bowiem rządem mniejszościowym, a rządzenie gwarantuje mu poparcie anty unijnej partii Szwedzcy Demokraci. Uważają oni, że wymagania dotyczące praworządności są zbyt daleko idącą ingerencją w suwerenność państw członkowskich, stąd liczenie na odsunięcie tych spraw na daleki plan podczas szwedzkiego półrocza. Tymczasem Ulf Kristersson sformułował zaledwie 4 priorytety przewodnictwa i wśród nich znalazła się praworządność! „Niepokojące są raporty pokazujące, jak obniżył się poziom demokracji w różnych krajach UE. (…). W trakcie prezydencji Szwecja będzie kontynuować prace Rady UE w procedurach art. 7 i bronić prawa UE do uzależniania wypłat funduszy od zasad praworządności” – zaznaczył pan premier prezentując swoje plany jeszcze w grudniu w parlamencie w Sztokholmie.
Zjednoczona Prawica może też tracić i tak niewielkie wpływy w Parlamencie Europejskim. Europejscy Konserwatyście i Reformatorzy to szósta pod względem wielkości siła polityczna, w której jest partia Bracia Włosi stojąca na czele koalicji rządzącej we Włoszech i wspomniany, czeski ODS. Właśnie trwają zakulisowe rozmowy liderów Europejskiej Partii Ludowej, których celem oficjalnym jest współpraca parlamentarna przy różnych projektach, a mniej oficjalnym przeciągnięcie tych partii do obozu chadeków. Bez ósemki posłów z Bracia Włosi i czwórki z partii ODS premiera Fiali grupa EKR już kompletnie straci na znaczeniu.
Nie ma co zatem liczyć na jakiś cud, że oto w Unii głos dominujący przejmą ugrupowania o podobnej wizji Wspólnoty, że nie będzie odważnych do zamrażania wypłat, że w razie czego Orban pomoże. Pomijając już fakt, że nie da się dłużej utrzymać sojuszu z węgierskim premierem z powodu jego polityki wobec Rosji, to właśnie przykład Węgier pokazuje, że żarty się skończyły. Mają zamrożone wypłaty z KPO, uruchomiony mechanizm warunkowości (pieniądze za praworządność) i są w coraz bardziej rozpaczliwej sytuacji gospodarczej. Na dodatek pojawiła się w minionym tygodniu informacja o zaprzestaniu finansowania 21 uczelni z pieniędzy z programu Erasmus, bo są one dalej zarządzane przez rady fundacji, w których zasiadają politycy partii rządzącej, a nawet ministrowie rządu! To ani nie gwarantuje wolności akademickiej ani przejrzystości w wydawaniu unijnych pieniędzy. Rząd się burzy, nie widzi w tym nic złego, a na końcu stracą studenci.
Chciałoby się powiedzieć: pora wyciągnąć wnioski, ale na to już chyba jest za późno. Dlatego rządzący wolą krzyczeć: zdrada, zdrada, choć nie dodają pod czyim adresem jest to kierowane…
Maciej Zakrocki