11 stycznia na ulicach Warszawy Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało „Protest Wolnych Polaków”. Przemawiający na nim liderzy dawnego obozu władzy przestrzegali przed nową ekipą rządzącą, że ta prowadzi kraj do rządów bezprawia, a wypełniając zleconą w Berlinie misję spowoduje likwidację Polski. Podobne wątki usłyszeliśmy w ubiegłym tygodniu z ust kilkorga posłów PiS-u w Parlamencie Europejskim. Czy taktyka: „ulica i zagranica”, jak pogardliwie mówiono o działaniach poprzedniej opozycji, stanie się metodą działania dzisiejszej?
Narodziny hasła
W lipcu 2018 roku prezes Jarosław Kaczyński mówił, że „ulica i zagranica to zamach stanu jest”. Była premier Beata Szydło parokrotnie powtarzała, że nie można ulegać „naciskom ulicy i zagranicy”. Zdaniem byłego wicepremiera Glińskiego (listopad 2017) „strategia ulica i zagranica” zapędziła opozycję w kozi róg. Można tych przykładów znaleźć mnóstwo, a ich obecność w politycznym dyskursie rosła po każdej demonstracji w obronie wolnych sądów czy debacie w Parlamencie Europejskim o stanie praworządności w Polsce. Ten rodzaj protestu części Polaków i polityków tamtej opozycji był potępiany, a samych uczestników odżegnywano od czci i wiary. „Targowica” to było jedno z najłagodniejszych określeń.
Miało to także poważne, a nawet groźne konsekwencje. W listopadzie 2017 r. na pl. Sejmu Śląskiego w Katowicach na szubienicach powieszone zostały zdjęcia sześciorga posłów do Parlamentu Europejskiego, którzy głosowali za rezolucją w sprawie praworządności w Polsce. PE wyraził w niej zaniepokojenie zmianami dotyczącymi polskiego sądownictwa i apelował do rządu o potępienie Marszu Niepodległości. Europosłowie PO wstrzymali się wówczas od głosu, ale część zagłosowała „za”: Michał Boni, Danuta Hübner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Róża Thun. I to ich wizerunku zawisły na symbolicznych szubienicach.
Przed sądem oskarżeni czyli autorzy tego happeningu tłumaczyli swoje zachowanie m.in. chęcią wyrażenia obywatelskiego sprzeciwu wobec głosowania „przeciwko Polsce”. W kwietniu 2023 usłyszeli wyrok, są „winni stosowania gróźb pozbawienia życia” – tak orzekł Sąd Okręgowy w Krakowie. Ale sam slogan „ulica i zagranica” nie znikł z listy oskarżeń wobec ówczesnej opozycji.
Niechlubne dziedzictwo
Hasło było tak często używane, że zaczęły się poszukiwania jego źródła. Znalazł je dziennikarz Tygodnika Powszechnego Tomasz Fiałkowski, który natrafił na fragment przemówienia …. Zenona Kliszki z mównicy sejmowej 10 kwietnia 1968 roku! Ten symbol partyjnego betonu i bliski współpracownik Władysława Gomułki mówił wtedy o interpelacji posłów Znaku, w której ci protestowali przeciwko brutalnej akcji milicji i aktywu robotniczego podczas protestów młodzieży na wieść o zdjęciu z afisza Dejmkowych Dziadów. „Do kogo posłowie Znaku kierowali swą interpelację? Czy do rządu? Nie! Do ulicy i zagranicy”.
Rzeczywiście sięganie do takich wzorów nie wydaje się być rozsądne. Ale też błędem jest sugerowanie, że możliwość wyrażania podglądów podczas ulicznych demonstracji, albo na forum instytucji naszej Unii Europejskiej to coś nagannego. To są przecież naturalne działania w demokracji! No i jak widać dzisiaj, ci niedawno bardzo krytyczni co do korzystania z takich narzędzi chcą teraz po nie sięgać.
Ulica.
Warszawska demonstracja miała pokazać siłę opozycji. Wiadomo było, że i pora (zima) i data (czwartek) nie będą sprzyjały frekwencji. A jednak kilkadziesiąt tysięcy osób się pojawiło i zrobiło wrażenie. Także na organizatorach. „Mimo tego, że zatrzymywali autobusy na trasie, mimo tego, ze fałszowali informacje publiczne docierające do ludzi, są nas tutaj setki tysięcy. Razem jesteśmy silni, jesteśmy jednością i razem zwyciężymy to zło, które rozpanoszyło się już po 29 dniach” – mówił Mateusz Morawiecki.
O bardzo poważnych planach nowej ekipy rządzącej, groźnych dla Polski, mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński. „Tym razem chodzi o przeprowadzenie takiego planu, który będzie łączył dwa elementy – praktyczną likwidację naszej ojczyzny jako państwa polskiego, to są plany europejskie, nowej konstrukcji UE, ale ci najsilniejsi życzą sobie tego, aby cała UE została im bezpośrednio podporządkowana. Każdy może dzisiaj jakoś zdobyć dokument MS, gdzie to wszystko jest dokładnie opisane. To groza, mamy stracić wszelkie uprawnienia we wszystkich ważnych dziedzinach życia politycznego i społecznego. To będzie teren zamieszkiwania Polaków”.
Drugim groźnym elementem jest euro w Polsce. „To plan wielkiego okradzenia Polski i Polaków – to wprowadzenie euro, to wielkie obniżenie stopy życiowej, przejęcie wielkiej części naszych zasobów, które mamy w NBP. Stąd atak na bank narodowy, próba przejęcia tej instytucji, w której mamy blisko 200 mld dolarów zasobów. To także zespół różnych posunięć w dziedzinie gospodarczej, energetyki, które są po ciuchu przygotowywane, które nas całkowicie uzależnią.
Dalej nie wiemy o jaki plan chodzi, kto go ma przeprowadzić i dlaczego Polska, wielki kraj w środku Europy miałby nim być objęty wbrew własnej woli? Pisałem na tych łamach o propozycji Parlamentu Europejskiego zmian w traktach UE. W minioną środę Ursula von der Leyen zapowiedziała, że teraz Komisja Europejska przedstawi swoją. Zarówno z tej pierwszej, jak i z przecieków co planuje Komisja nie wynika, by jakiekolwiek państwo w UE miało zniknąć. By „ktoś” mógł zmusić państwo do przyjęcia wspólnej waluty, pomijając, że akurat Polacy zgodzili się na to w traktacie akcesyjnym, w którym wyraźnie mówi się o samodzielnym wyborze dogodnego momentu. Wyjaśniałem też, jak na wiele lat rozłożony i jak skomplikowany jest proces zmian traktatowych. Nie bardzo wiadomo czemu prezes PiS-u dalej straszy czymś abstrakcyjnym.
Zagranica
W minionym tygodniu w Strasburgu była pierwsza w tym roku sesja Parlamentu Europejskiego. I choć posłowie Zjednoczonej Prawicy nie zabiegali o debatę o sytuacji w Polsce, to wykorzystali jednak różnego rodzaju dyskusje w sali plenarnej, by „wrzucić” informacje o wydarzeniach w naszym kraju.
„Chcę zwrócić Państwa uwagę na fakt, że w ciągu miesiąca od uformowania rządu w Polsce miało miejsce nielegalne, siłowe przejęcie publicznych mediów, nielegalne odwołanie prokuratora krajowego, bezprawne aresztowanie w Pałacu Prezydenckim byłych ministrów spraw wewnętrznych, aktualnie posłów. Nie wspomnę o innych bezprecedensowych działaniach ministrów, które spowodowały instytucjonalny chaos w państwie. Prawo w Polsce przestało działać”. Tak mówiła pani posłanka Izabela Kloc podczas debaty o priorytetach belgijskiej prezydencji.
Z kolei podczas debaty o zagrożeniach dla praworządności i wolności mediów w Grecji poseł Dominik Tarczyński zwracając się do komisarza Didiera Reyndersa mówił w obcym języku: „Trzydzieści dni rządów Donalda Tuska w Polsce i już mieliśmy nocny nalot na media państwowe przy pomocy prywatnej firmy ochroniarskiej, mamy naloty na prokuraturę i mamy więźniów politycznych. Dwóch naszych kolegów, dwóch parlamentarzystów, zostało aresztowanych i obecnie prowadzą strajk głodowy. A Donald Tusk, Wasz złoty chłopak, panie komisarzu, pański złoty chłopak, a wy lewacy i pan będziecie odpowiedzialni, jeśli ktoś w Polsce umrze.
Nawet debata o wnioskach z grudniowej Rady Europejskiej była okazją do wspomnienia o Polsce. Była premier Beata Szydło: „Dużo tu mówiono o praworządności, ale jak wasza większość rozumie praworządność? Ano tak, że jeżeli ona jest po waszej myśli, to jest praworządność, ale jeżeli jest zgodna z ustawą, konstytucją danego kraju, ale wam się to nie podoba, to wtedy nie ma praworządności. Przykładem jest Polska. Zapytajcie swojego kolegę Tuska, dlaczego łamie polską konstytucję i polskie prawodawstwo.
Żeby była jasność. Nie uważam, że są to przykłady „donoszenia” na Polskę. Parlament Europejski jest też naszym parlamentem i polscy posłowie mogą na tym forum dzielić się swoimi troskami. Nikt z tego powodu nie powinien nazywać ich zdrajcami czy wieszać ich podobizn na symbolicznych szubienicach! Przywołuję to jedynie po to, żeby wskazać jak bez sensu było pogardliwie wypowiadać się o ludziach, którzy swój sprzeciw wyrażają na ulicy czy w także naszych instytucjach UE, takich jak chociażby Parlament Europejski.
Do przodu.
Z pewnością będzie lepiej, gdy różnego rodzaju podmioty polityczne zaczną wykorzystywać swoją energię, potencjał finansowy i intelektualny na działania dotyczące przyszłości, a nie jałowe oskarżenia. W tym przyszłości Unii Europejskiej, bo taka debata, od co najmniej kilku lat w wielu miejscach się toczy. Wiele wskazuje na to, że formalnie czyli poprzez zwołanie Konwentu nic konkretnego się nie wydarzy w najbliższym czasie, bo przed nami europejskie wybory, kształtowanie się po nich Parlamentu, Komisji Europejskiej czyli coś, co zajmuje głowy politykom. No i 5 listopada zostanie wybrany prezydent USA. Wtedy ostatecznie będziemy wiedzieć, jak musimy zmieniać naszą Unię Europejską, na co należy położyć nacisk, by sprostać globalnym wyzwaniom i zagrożeniom.
Dużo wiemy już. Trzeba zebrać siły, przygotować ciekawe pomysły i wykorzystać polską prezydencję od 1 stycznia 2025 roku do poważnych działań na przyszłość. Może nawet powołać Konwent i jemu zlecić przy silnym udziale własnym pracę nad konsensusem co do wizji Wspólnoty. To przynajmniej będzie coś pozytywnego. Metoda „nie bo nie”, tezy o anihilacji Polski, o spisku, którego celem jest zubożenie Polaków nic nie dadzą, bo nikt się tym nie przejmie. Minister ds. Unii Europejskiej Adam Szłapka ma materiał do przemyślenia.