Super Mario

16.09.2024

W 1985 roku pojawiła się na rynku gra komputerowa, której bohaterem był Super Mario. Jego zadaniem była eksploracja krainy Mushroom Kingdom, przetrwanie w obliczu ataku sił wrogiego  Bowsera oraz ocalenie księżniczki Peach. Przypomniałem sobie o tym wczytując się w analizy raportu Mario Draghiego pt. „Przyszłość europejskiej konkurencyjności”.

Z pewnością były szef Europejskiego Banku Centralnego nie jest podobny do wesołego hydraulika ze słynnej gry, ale jeśli już chodzi o jego determinację, by poruszyć europejskie myślenie o przyszłości, to przypomina jednak niezmordowanego Mario, który dzielnie walczy z przeciwnościami losu. Ten 77 letni ekonomista i polityk, premier Włoch od lutego 2021 do 22 października 2022 roku, postanowił na 400 stronach pokazać nam wszystkie bolączki europejskiej gospodarki i podpowiedzieć, jak sobie z nimi poradzić. Wiele z nich jest od lat dobrze znanych, ale ciągle brakowało i brakuje determinacji, by od opisu niedobrych zjawisk, przejść do etapu ich eliminacji.  

Co nas uśpiło wg Draghiego?

Spowolnienie wzrostu gospodarczego w Europie zaczęto dostrzegać od samego początku XXI wieku. Tyle, że nie było żadnego drastycznego krachu, załamania, stąd zakładano, że to jedynie chwilowa słabość, a niewielkie spadki wskaźników łagodziły inne, sprzyjające okoliczności. Część firm zdobyła udziały w rynku w szybciej rozwijających się regionach świata, zwłaszcza w Azji. Na rynek pracy weszła dość duża liczba kobiet pragnących robić kariery w ramach zmiany modelu społecznego, co poprawiało sytuację finansową wielu rodzin. Po kryzysach z lat 2008–2012 bezrobocie stale spadało, co pomogło zmniejszyć nierówności i utrzymać względny dobrobyt.

Mieliśmy w miarę solidnego dostawcę niezbyt drogich surowców energetycznych, kwitł handel, Unia Europejska zawierała kolejne, korzystne umowy handlowe z partnerami w różnych częściach świata. Nikt nie myślał o wojnie, więc można było zmniejszać budżety na obronność na rzecz innych, docenianych przez społeczeństwa priorytetów. Niestety, ta radość z w miarę obitego i spokojnego życia spowodowała, że staliśmy się biernym obserwatorem technologicznej rewolucji, która zaczęła się toczyć za oceanem i na Dalekim Wschodzie.

Mario Draghi podkreśla, że Europa w dużej mierze przegapiła rewolucję cyfrową, jaką przyniósł internet i wzrost produktywności, którą dała cyfryzacja. Unia Europejska jest dzisiaj z tego powodu słaba w zakresie nowych technologii, które napędzają i będą napędzać przyszły wzrost. Tylko cztery z 50 największych firm technologicznych na świecie są europejskie – zauważa. Daje się to łatwo wytłumaczyć: firmy z państw UE specjalizujące się w najnowszych technologiach, wydają na badania i innowacje o 270 miliardów euro mniej niż ich odpowiednicy z USA.  Autor raportu podał taki przykład: od dwudziestu lat trzech największych inwestorów w badania i innowacje w Europie to firmy motoryzacyjne. W USA podobnie było na początku XXI wieku, kiedy to prym w tym obszarze wiodły także firmy motoryzacyjne i dodatkowo farmaceutyczne. Jednak dzisiaj największe firmy amerykańskie inwestujące w badania, to firmy z branży cyfrowej.

Inne bariery

Mario Draghi przypomniał też inne, znane problemy,  z jakimi mierzą się przedsiębiorcy w Unii Europejskiej. Jednym z nich jest koszt energii dla przemysłu – obecnie musimy za nią płacić o 158 procent więcej niż Amerykanie. W przypadku gazu ziemnego więcej o 345 procent!!! To też wpływa na poziom inwestycji, bo amerykańskiemu przedsiębiorcy zwyczajnie więcej zostaje na R&D. Tu znowu pojawia się przykład przemysłu farmaceutycznego, który przez dekady był w Europie potężny i dominował na świecie. Dzisiaj amerykański sektor prywatny wydaje 0,45 procent PKB na badania farmaceutyczne w porównaniu do 0,11 procent w UE. Ale na dodatek w USA średni czas zatwierdzania nowych leków wynosi 334 dni, a u nas 430.

Nie potrafimy też sprawnie przełożyć innowacji na ich komercjalizację. Wiele firm, które chcą się rozwijać w Europie, są na każdym etapie hamowane przez niespójne i restrykcyjne przepisy. W rezultacie – czytamy w raporcie –  wielu europejskich przedsiębiorców woli szukać finansowania u amerykańskich inwestorów kapitału podwyższonego ryzyka i rozwijać się na tamtym rynku. W latach 2008–2021 blisko 30% założonych w Europie startupów, których wartość przekroczyła 1 miliard dolarów – przeniosło swoje siedziby za granicę, przy czym większość do USA.

Mimo, że już komisja Jean-Claude’a Junckera zaczęła zmniejszać skalę regulacji, to jednak i tu jest wiele do zrobienia. Nie jesteśmy Stanami Zjednoczonymi Europy, nie mamy rządu ani prezydenta, ale musimy usprawnić proces podejmowania decyzji. Jest on bardzo złożony i czasochłonny, a czasem z powodów czysto politycznych w ogóle nie można pójść dalej, bo wystarczy jedno weto, by cały proces zatrzymać. Mario Draghi podliczył, że średni czas uzgadniania nowych przepisów w UE wynosi 19 miesięcy, licząc od wniosku składanego przez Komisję Europejską do zakończenia całego procesu legislacyjnego. Trzeba też pamiętać, że potem państwa członkowskie mają zwykle ok. dwóch lat na wdrożenie nowego prawa do swojego „porządku prawnego”. Przypominam, że co chwilę tylko w naszym kraju słyszymy, że jakaś dyrektywa już dawno powinna być wdrożona, a cięgle nie jest….

To co robić?

Oczywiście lista przeszkód w naszym rozwoju jest dłuższa – jak zauważył portal politico.eu pewnie tyle, ile świeczek na urodzinowym torcie autora raportu – ale pora przejść do recept czy rad Mario Draghiego. Jak łatwo się domyślić, potrzebujemy na zdynamizowanie wzrostu gospodarczego i poprawienie konkurencyjności unijnej gospodarki potężnych inwestycji. „Europa musi inwestować dodatkowe 800 miliardów euro rocznie, aby wydostać się z dołka niskiej produktywności i słabego wzrostu, co spycha ją za Stany Zjednoczone i Chiny w międzynarodowej hierarchii” – przekonywał były premier Włoch. Nazwał to „wyzwaniem egzystencjalnym”.

Źródeł finansowania jest zdaniem autora raportu wiele, ale jako najważniejsze wskazał zaciągnięcie kolejnego długu. Tak jak to było w przypadku Funduszu Odbudowy i Odporności (RRF), który Wspólnota utworzyła po Covidzie. I tu od razu trzeba wskazać na słabość tego pomysłu, bo podobne sugestie już pojawiały się w unijnej debacie i jak dotąd były ucinane przez rządy Niemiec czy Holandii. Także teraz, zaledwie trzy godziny od zakończenia prezentacji Draghiego, minister finansów Niemiec Christian Lindner powiedział, że „Niemcy nie zgodzą się” na wspólne pożyczanie. Może jednak po dłuższej refleksji i wczytaniu się w cały raport, nie tylko niemiecki minister zmieni zdanie? Z RRF było na początku podobnie…

W raporcie wskazane są też inne źródła finansowania, w tym tzw. „zasoby własne” czyli podatki zbierane na poziomie UE. Tyle, że ich wprowadzenie także wymaga jednomyślności i wydaje się, że w obecnym krajobrazie politycznym będzie to niemożliwe. No to może uda się uzyskać zgodę 27 rządów na reformę WRF czyli tradycyjnego budżetu Unii? Dzisiaj to ok. 1,2 biliona euro, ale duża część tych pieniędzy idzie na politykę spójności i rolnictwo. Zdaniem Draghiego należy rozważyć przede wszystkim zmniejszenie finansowania biedniejszych regionów Europy na rzecz polityki przemysłowej, cyfryzacji i innowacji. To pewnie w Berlinie czy Amsterdamie się spodoba, ale czy w Warszawie, Pradze lub Bukareszcie? Można mieć wątpliwości.  

Czyli nie da się?

Z pewnością nie należy się poddawać. Dzwonki alarmowe zabrzmiały także w głowach liderów państw. W końcu już podczas Rady Europejskiej 17-18 kwietnia tego roku zgodzili się, by w tzw. konkluzjach szczytu znalazł się rozdział: Nowy ład na rzecz Europejskiej konkurencyjności. W 11 punkcie szefowie państw i rządów zdecydowali się „podejmować zdecydowane działania, aby zapewnić UE długoterminową konkurencyjność, dobrobyt i przywództwo na arenie globalnej oraz wzmocnić jej strategiczną suwerenność”. Co więcej w kolejnym punkcie czytamy, że „Rada Europejska zapewni zintegrowane podejście we wszystkich obszarach polityki, aby zwiększyć wydajność oraz zrównoważony i inkluzywny wzrost w całej Europie, zbudować solidną, innowacyjną i odporną gospodarkę oraz rozwijać unikalny europejski model społeczno-gospodarczy, który pobudzi konkurencyjną transformację Unii w kierunku suwerenności cyfrowej w sposób przez nią określony i otwarty oraz w kierunku neutralności klimatycznej”.

Problem w tym, że papier wytrzyma wszystko, ale nasza Unia na dłuższą metę nie. Raport Mario Draghiego ukazał się zaledwie w 5 miesięcy po prezentacji innego raportu, też włoskiego ekonomisty i polityka Enrico Letty pt. „Much More Than a Market” (Znacznie więcej niż rynek). Kiedy był przedstawiany jego autor powtarzał: „Nie ma już czasu. Tracimy czas. Musimy działać, ponieważ [musimy zapytać], jak dokończyć jednolity rynek? Jak go ponownie uruchomić (…) to jest sedno mojego raportu”. W nim także była diagnoza kłopotów i marazmu gospodarki UE i podobne obserwacje, żeby przytoczyć tylko tę dotyczącą cech wspólnego rynku: „jednolity rynek jest zbyt rozdrobniony. Mamy 27 systemów prawnych, 27 systemów podatkowych, a dla MŚP jest to bardzo skomplikowane. Bardzo trudno jest poradzić sobie z tą fragmentacją i tymi trudnościami”.

Konkluzja.

Oczywiście na 400 stronach Mario Draghi odnosi się do dziesiątaków przykładów, wskazuje wiele innych problemów unijnej gospodarki, niż te, które tu zasygnalizowałem. Ale chcę jeszcze przywołać jego refleksję końcową, która jest ważną przestrogą: „Powinniśmy porzucić złudzenie, że tylko zwlekanie pomoże zachować konsensus w UE. W rzeczywistości zwlekanie doprowadziło jedynie do spowolnienia wzrostu i z pewnością nie przyniosło żadnego konsensusu. Osiągnęliśmy punkt, w którym bez działania będziemy musieli pójść na kompromis albo z naszym dobrobytem, ​​naszym środowiskiem, albo z naszą wolnością”.

 I jeszcze jedno: w przywołanej na początku grze Super Mario przegrywa, gdy nie zdąży osiągnąć celu przed upływem określonego czasu. My go mamy już niewiele.

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL