Przewrót kopernikański.

10.02.2025

Choć Unia Europejska na początku swojej historii miała być też Unią Obronną, to jednak z tych planów nic nie wyszło. 27 maja 1952 roku liderzy państw tworzących Europejską Wspólnotę Węgla i Stali podpisali nawet w Paryżu traktat powołujący Europejską Wspólnotę Obronną. Jednak dwa lata później, pod odprężeniu jaki przyniósł koniec wojny koreańskiej, Francuzi postanowili ten projekt wyrzucić do kosza. Dzisiaj wraca ze zdwojoną energią.

Po raz pierwszy!

Wydarzenia z poprzedniego tygodnia potwierdzają determinację Unii Europejskiej stania się Unią Obronną. 3 lutego na „nieformalnym szczycie” w Palais d’Egmont w Brukseli spotkali się szefowie państw i rządów Wspólnoty. Jak zauważył szef Rady Antonio Costa było to „pierwsze spotkanie europejskich liderów poświęcone wyłącznie obronie”. Warto też podkreślić, że po raz pierwszy od brexitu w spotkaniu wziął udział premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. I znowu cytując Antonio Costę: „spotkanie potwierdziło, że w naszych relacjach jest nowa pozytywna energia. Jest wiele, co możemy zrobić razem w kwestii obrony i stawianiu czoła globalnym wyzwaniom. Z niecierpliwością czekamy na nasz szczyt z Wielką Brytanią w tym półroczu.

O czym rozmawiano? O obronie przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, produkcji pocisków i amunicji, mobilności wojsk i „strategicznych czynnikach wspomagających”. To ostanie może nie jest bardzo jasne, niemniej jednak aż trudno uwierzyć patrząc na tę listę, że dalej mówimy o Unii Europejskiej, projekcie gospodarczym ze wspólnym rynkiem, walutą, swobodą przepływu kapitału i ludzi. To dlatego można spotkać w różnych komentarza zwrot, że oto jesteśmy świadkami przewrotu kopernikańskiego.

Na dobrej drodze.

Trzeba jednak zauważyć, że jesteśmy dzisiaj bardziej na etapie rozmów o przewrocie niż o jego dokonaniu. W wystąpieniach szefów rządów, przewodniczących unijnych instytucji od miesięcy słyszymy zapewnienia, że z powodu niezwykłych wyzwań geopolitycznych na poważnie zajmiemy się  sprawami obronności. To dlatego w składzie nowej Komisji Europejskiej mamy po raz pierwszy w historii komisarza  ds. obrony i przestrzeni kosmicznej, którym został Andrius Kubilius, były premier Litwy. Dlatego też w grudniu 2021 r. zgodziliśmy się, by Unia Europejska wzięła na siebie większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, a w dziedzinie obrony zwiększała swoją zdolność do samodzielnego działania.

Po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku liderzy Wspólnoty spotkali się 11 marca w Wersalu i przyjęli deklarację, w której zobowiązali się między innymi do wyraźnego zwiększenia wydatków na obronność, w tym w znacznym stopniu na inwestycje tam, gdzie mamy „braki strategiczne”. Poza tym wyrażono wolę dalszego inwestowania w „zdolności niezbędne do prowadzenia pełnej gamy misji i operacji”. Mieliśmy też w większym stopniu „promować synergie między badaniami i innowacjami cywilnymi, obronnymi i kosmicznymi oraz inwestować w krytyczne i powstające technologie oraz innowacje na rzecz bezpieczeństwa i obrony”. No i „podjąć działania na rzecz wzmocnienia i rozwoju naszego przemysłu obronnego, w tym MŚP”.

Dwa lata później.

Co z tych zobowiązań zrealizowano? Z pewnością zauważono wzrost wydatków na obronę: w 2024 r. państwa członkowskie wydały szacunkowo 326 mld euro na ten cel, podczas gdy inwestycje w obronę wzrosły do ​​102 mld euro. Obecnie średnio 23 państwa członkowskie, które są również sojusznikami NATO, wydają około 2% swojego PKB na obronę. W 2023 r. europejski przemysł obronny wygenerował obroty w wysokości 158,8 mld euro, co stanowi wzrost o 16,9% w porównaniu z 2022 r. Jednocześnie łączna liczba miejsc pracy w sektorze obronnym wzrosła do 581 000, o 8,9% więcej niż w roku poprzednim. Problem w tym, że są to zsumowane dane z działań poszczególnych państw, a nie efekt rozwiązań wspólnotowych.

W tym obszarze dyskusja nieco utknęła, bo ujawniły się różnego rodzaju rozbieżności w podejściu do zakupów uzbrojenia, a także inwestycji w bezpieczeństwo Unii jako Wspólnoty. W pierwszej sprawie Francja zaczęła się domagać, by wszystkie zakupy na rzecz poprawy naszego bezpieczeństwa realizować w europejskich firmach. Wydaje się to logiczne. W tej chwili ok. 80% zakupów dla armii państw UE jest realizowanych poza Europą! Nasze przedsiębiorstwa tracą zamówienia, a miliardy idą na rozwój innych graczy tej branży i na cenne, nowoczesne miejsca pracy. Czemu zatem nie ma pełnego poparcia dla hasła Emanuela Macrona: „buy European?”  

Niektóre rządy mówią wprost: kupujemy tam, gdzie jest najlepszy sprzęt i gdzie realizacja zamówienia jest szybko. Czasy są takie, że wizja dozbrojenia naszej armii za 10-15 lat nikogo nie interesuje. Drugi powód ostrożności pojawił się w listopadzie ubiegłego roku, kiedy Donald Trump wygrał wybory. Wszyscy wiedzą, że jest politykiem „transakcyjnym”, że zapowiada cła na europejskie towary, więc trzeba robić wszystko, by nie drażnić amerykańskiego prezydenta. Z pewnością hasło „buy European” i skoncentrowanie zakupów na produktach firm europejskich, lokatorowi Białego Domu się nie spodoba. Trzeba zatem poszukać kompromisowego podejścia i wydaje się, że obecny pomysł, aby zostawić państwom decyzję, gdzie kupują broń, pod warunkiem, że ze swojego budżetu. Natomiast wszelkie wydatki z budżetu UE na cele obronne muszą być kierowane do firm europejskich. Zobaczymy, czy tak ostatecznie będzie.

Skąd brać pieniądze?

W sprawie działań wspólnotowych mamy jednak inny problem, powiedzmy szczerze kluczowy. Skąd brać pieniądze? Mamy do dyspozycji Wieloletnie Ramy Finansowe, czyli siedmioletni budżet Unii. Był konstruowany przed wojną i wtedy nikt specjalnie nie myślał o jakichś pieniądzach na obronność. Dzięki różnego rodzaju decyzjom i zabiegom udało się ze wspólnej kasy „zorganizować” 16,4 mld euro (w cenach bieżących) na działania związane z bezpieczeństwem i obronnością w ramach obecnych ram finansowych na lata 2021–2027. To kropla w morzu potrzeb. Ale nawet gdyby w kolejnym budżecie zechciano przeznaczyć więcej pieniędzy na obronność, to i tak będzie mało. Ciągle przypominam, że to jest zaledwie 1 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) państw członkowskich, z którego trzeba finansować Wspólną Politykę Rolną, politykę spójności, programy typu Erasmus, nowe wyzwania w polityce zdrowotnej. I nikt z żadnej z tych pozycji w budżecie Wspólnoty nie chce rezygnować!

Mając tego świadomość Emanuel Macron jako pierwszy rzucił hasło nowej pożyczki, podobnej do tej, z której powstał Fundusz Odbudowy i Odporności i z którego państwa członkowskie w ramach swoich KPO wspierają gospodarkę po pandemii. Francuski prezydent dostał wsparcie od Hiszpanii, Włoch, Polski i państw bałtyckich, ale idei sprzeciwia się rząd niemiecki, duński i holenderski. Po ostatniej nieformalnej Radzie Europejskiej pytany o to kanclerz Olaf Scholz powiedział krótko: „nie ma perspektywy zaciągnięcia wspólnego długu”. To podejście może się oczywiście zmienić po wyborach do Bundestagu 23 lutego, kiedy stworzy się nowa sytuacja polityczna w Niemczech, ale cały proces powołania nowego rządu może potrwać jeszcze wiele miesięcy.

Ciekawie, a może nawet tajemniczo brzmi komunikat po tej nieformalnej Radzie 3 lutego: „Przywódcy UE omówili, w jaki sposób zapewnić finansowanie w bardziej efektywny sposób, w tym w zakresie: – mobilizacji finansowania publicznego i prywatnego, w tym za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego; – budżetu UE; dodatkowych wspólnych opcji finansowania. Nie bardzo wiadomo, co to jest, ale może po kolejnej Radzie, już formalnej, po której będą przedstawione wiążące konkluzje dowiemy się więcej.

Głos z Gdańska.

Do sprawy nawiązała Ursula von der Leyen po piątkowym spotkaniu kolegium komisarzy z polskim rządem w Gdańsku. Na konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem przewodnicząca KE powiedziała: „Będziemy do tego (inwestycji w obronność – przyp. M.Z.)  potrzebować finansowania – zarówno publicznego, jak i prywatnego; będziemy potrzebować ściślejszej współpracy – w celu lepszej interoperacyjności i obniżenia kosztów; prostszych przepisów, na przykład w dziedzinie zamówień publicznych; a także więcej innowacji. I wreszcie, jeśli wydajemy miliardy z pieniędzy podatników na obronność, musimy zadbać o zwrot z inwestycji w postaci większej wiedzy fachowej i lepszych miejsc pracy w Europie. Jako Komisja przygotowujemy białą księgę w sprawie przyszłości europejskiej obrony i przedstawimy ten dokument do połowy marca”.

Ciekawy punkt widzenia w kwestii finansowania wydatków wspólnotowych na obronność zaprezentował na tej konferencji premier Donald Tusk: „W sumie z mojego punktu widzenia jest dość obojętne – wiem, że to jest trudne zadanie dla Komisji między innymi – ale z polskiego punktu widzenia jest dość obojętne, jakie mechanizmy wybierzemy, jeśli chodzi o finansowanie projektów bezpieczeństwa. I wiem, że ta dyskusja jeszcze w Europie będzie chwilę trwała”. Problem w tym, że na razie nie widać jej końca, a przecież wszyscy łącznie z polskim premierem podkreślają potrzebę działania tu i teraz. Jak pisałem, od deklaracji wersalskiej minęły dwa lata i jesteśmy w tym samym miejscu. Można zatem się zgodzić, że w UE dokonuje się na naszych oczach przewrót kopernikański w dziedzinie obronności, tyle, że nie widać jeszcze, kiedy będziemy mogli użyć czasu przeszłego dokonanego.   

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL