Od przybytku głowa boli.

26.08.2024

Po ostatnim posiedzeniu rządu wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał nam taką wiadomość: „Przygotowujemy się do drugiego i trzeciego wniosku o płatność, gdzie trzeba wypełnić ok. 40 mierników, 40 zadań, które są potrzebne do uzyskania możliwości skorzystania z tych środków”. Te „środki” to w sumie 30 mld złotych! Nie za dużo?    

Przypomnijmy.

Z KPO czyli Krajowego Programu Odbudowy Polska łącznie ma dostać blisko 60 mld euro. Z tego 25,27 mld euro to dotacja, a 34,54 mld euro to preferencyjna pożyczka. Z powodu konfliktu na tle praworządności pieniądze były zablokowane przez Komisję Europejską i dlatego mamy stracone dwa lata. Po przedstawieniu „planu Bodnara”, zaprzestaniu szykan wobec sędziów, przystąpieniu do Prokuratury Europejskiej, wiosną tego roku otrzymaliśmy 27 mld złotych. Był to „największy jednorazowy przelew, który wpłynął z Unii Europejskiej do Polski w czasie naszego 20-letniego członkostwa” – jak podkreślała w połowie kwietnia minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

Pieniądze z pierwszego wniosku o płatność przeznaczone zostały na inwestycje w program Czyste Powietrze, dostęp do bardzo szybkiego Internetu, bezpieczną kolej i transport, wsparcie MŚP w rolnictwie i nowe miejsca w żłobkach.  A dokładniej, to 860 mln zł na Czyste Powietrze poszło na dofinansowanie termomodernizacji budynków mieszkalnych, wymianę starych i nieefektywnych źródeł ciepła na paliwo stałe na nowoczesne źródła ciepła spełniające najwyższe normy. 330 mln zł zostało skierowanych na inwestycje zapewniające dostęp do „bardzo szybkiego” Internetu, przede wszystkim na obszarach wiejskich, dla osób cyfrowo wykluczonych i by zlikwidować tzw. „białe plamy”.

Jeśli chodzi o MŚP w rolnictwie, to te dostały ponad 270 mln zł, co ma pomóc w zwiększeniu odporności podmiotów należących do tzw. łańcucha dostaw produktów rolnych i spożywczych. Część zostanie wykorzystana na zwiększenie konkurencyjności gospodarstw rolnych przez wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań dla rolnictwa 4.0. Mają też skorzystać z tych pieniędzy obiekty produkcyjne, magazyny, będą zakupy pojazdów  nisko- i zeroemisyjnych, systemów informatycznych wspierających procesy produkcyjne, itp. Może jeszcze dorzucę do tej listy nowe miejsca w żłobkach, na co idzie 23 mln zł.

Wszystko to pokazuje, jak bardzo przydadzą się pieniądze z KPO, bo potrzeb mamy ciągle w brud i nawet obwarowane przepisami zasady wydawania tych pieniędzy nie stanowią dla Polski, dla naszych samorządów problemu. Poza jednym: mamy problem z czasem.

Terminy gonią

Kiedy rządy państw członkowskich uzgadniały zasady Funduszu Odbudowy i Odporności (RRF) podjęto historycznie superważną decyzję. Wspólnota 27 państw zdecydowała się zaciągnąć dług, co do tej pory było niemożliwe. Początkowy, doktrynalny sprzeciw kilku rządów, że tego nie ma w traktach, że Unia może finansować swoje projekty jedynie z budżetu, na który wszyscy się składają i który nie może pod żadnym pozorem mieć deficytu, został ostatecznie przełamany i dług zaciągnięto. Ale zaciągając go na rynkach finansowych trzeba było ustalić kalendarz spłaty. To dlatego w rozporządzeniu o  Funduszu zapisano, że plany odbudowy i odporności mogą obejmować środki, których wdrożenie nastąpi od 1 lutego 2020 roku.  Podkreślono, że kamienie milowe i cele muszą zostać osiągnięte do 31 sierpnia 2026 roku i wreszcie umówiono się, że wszelkie płatności w ramach RRF muszą zostać wykonane do 31 grudnia 2026 roku.

Jednak okazało się, że takie reguły mogą obowiązywać w idealnym świecie, a takiego nie ma. W kilku państwach zaczęły się kłopoty w realizacji rodzimych KPO. Np. w Holandii przez wiele miesięcy nie było rządu po wyborach, bo powstał skomplikowany układ polityczny utrudniający wyłonienie większości. Nie miał kto zwyczajnie zająć się KPO, jego szczegółami, zobowiązaniami, kamieniami milowymi, etc. Polski przypadek dobrze znamy i wiemy skąd się wzięło dwuletnie opóźnienie. A na takich Węgrzech, oczywiście z winy samego rządu Wiktora Orbana do tej pory KPO jest zablokowane i nic nie wskazuje na to, by coś się zmieniło. Wszystko to w sytuacji, w której Komisji Europejskiej bardzo zależy na wydawaniu pieniędzy, bo przecież nie po to je w imieniu państw pożyczyła, by nie pracowały. Ale też nie może pominąć fundamentalnych zasad, na jakie się umówiliśmy, że pieniądze otrzymują rządy stosujące reguły państwa prawa.

Tyle, że – jak w przypadku choćby Polski – dzisiaj przeszkody zostały usunięte, a terminy zostały. Zewsząd płyną głosy, że nie zdążymy. Zgodnie z analizą przeprowadzoną przez firmę konsultingową CRIDO, 43 z 56 inwestycji w ramach polskiego KPO może nie zostać zrealizowanych przed końcem sierpnia 2026 roku, co skutkowałoby brakiem ich refinansowania. Co w tej sytuacji robić? Próbować na poziomie całej Unii rozmawiać o jakiejś formie przesunięcia terminów zapisanych w rozporządzeniu do Funduszu? 

Łatwo nie będzie

Portal Euroactive próbował rozpoznać grunt. Spytał przedstawiciela największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim czyli w Europejskiej Partii Ludowej Siegfrieda Mureșana jak on to widzi. „Naszym priorytetem musi być teraz wdrażanie, a nie dyskusja o przedłużeniu. Czasu jest mało” – przyznał jednak rumuński poseł. I zgodził się, że jest duże prawdopodobieństwo, iż do końca 2026 r. nie wszystkie reformy zostaną wdrożone, nie wszystkie inwestycje zostaną sfinalizowane i nie wszystko zostanie opłacone.

Dlatego spodziewałbym się, że – nie teraz, jest za wcześnie – ale w przyszłym roku, w 2025 r., przeprowadzimy uczciwą ocenę i ewaluację. A jeśli wniosek będzie taki, że rozpoczęte projekty potrzebują trochę więcej czasu na sfinalizowanie, myślę, że powinniśmy być na to otwarci” – powiedział. Tyle, że Parlament Europejski w sprawie Funduszu Odbudowy i Odporności za dużo nie może. To inicjatywa rządów i to one będą miały kluczowy głos w sprawie ewentualnego przesuwania terminów. Ale gdyby taka potrzeba stawała się oczywista dla dużej części państw, polityczna presja Parlamentu z pewnością się przyda i pomoże. 

Trzeba jednak pamiętać, że tego typu zmiany muszą uwzględnić fakt, że reguły Funduszu zostały zaakceptowane przez parlamenty narodowe. Żeby ewentualne przesunięcie terminów odbyło się w miarę bezboleśnie, trzeba będzie znaleźć taką sztuczkę, która umożliwi rezygnację z ponownych ratyfikacji w 27 państwach. Inaczej może to gdzieś utknąć. Już się zwraca uwagę, że np. niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny miał wiele poważnych, prawnych zastrzeżeń co do samej koncepcji Funduszu i w pewnym sensie warunkowo się na niego zgodził. W tych warunkach był też limit czasowy! Ponowne rozpatrywanie sprawy mogłoby spowodować, że drugi raz sędziowie z Karlsruhe już swojej zgody nie dadzą. 

Za dużo pieniędzy?

Dla Polski, naszych samorządów, a przede wszystkim firm może to wszystko oznaczać spory… ból głowy. W krótkim czasie trzeba uporać się z biurokracją, napisać dobre projekty, przeprowadzić przejrzyste przetargi i … wydać mnóstwo pieniędzy. Naprawdę mnóstwo!

Do 2030 r. to prawie 400 mld zł, które napłyną do nas z dwóch źródeł. Po pierwsze z KPO 60 mld euro i – co już podkreśliłem  – tę kwotę musimy wydać do końca 2026 r. Po drugie z „normalnego” budżetu UE na lata 2021-2027, z których są realizowane inwestycje głównie z funduszu spójności. Tworzy to listę poważnych pytań:

– czy zdążymy z projektami, przetargami, papierami?

– czy mamy wystarczająco dużo firm, które będą w stanie „obsłużyć” te inwestycje?

– czy te firmy znajdą wystarczająco dużo pracowników? Już wiemy, że nie, a wszystkie badania pokazują, że rąk do pracy ubywa i szybko tego trendu się nie odwróci.

– czy uda się utrzymać budżety projektów przy takim spiętrzeniu zamówień? Przecież to jasne, że jak pojawią się duże pieniądze, to wszystko podrożeje!

– czy tempo nie odbije się na jakości i po paru latach nie okaże się, że z własnych zasobów trzeba będzie to poprawiać?

Na kłopoty …. Serafin?

Po rekomendacji rządu, zgody Prezydenta Andrzeja Dudy, sejmowa komisja ds. UE pozytywnie zaopiniowała kandydaturę Piotra Serafina na komisarza w kolejnej kadencji. Za  głosowało 20 posłów, 12 było przeciw, nikt się nie wstrzymał. Przed głosowaniem kandydat przedstawił swoją wizję pracy w Komisji Europejskiej, tematy, które jego zdaniem zdominują unijną politykę w najbliższych latach. Nic nie wspomniał o możliwych problemach z czasem, jeśli chodzi o wykorzystanie pieniędzy z krajowych KPO i siedmioletniego budżetu Wspólnoty. Zapewne nie chciał zachęcać do spekulowania w tej sprawie, tym bardziej, że przecież nie wiadomo, czy tekę komisarz ds. budżetu ostatecznie otrzyma.

Trzeba liczyć, że tak będzie, bo będący w bardzo dobrych stosunkach z Ursulą von der Leyen Donald Tusk nie przedstawiałby takiego pomysłu nie mając 99% pewności, że będzie tak, jak założył. Za około 6 tygodni wszystko powinno być jasne. Wtedy się okaże, czy „nasz” komisarz pomoże nam zdjąć z głowy kłopot jak spożytkować setki miliardów…. 

Maciej Zakrocki, TVP

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL