W ciągle rządowych mediach pojawiły się informacje, że jeszcze Koalicja Obywatelska nie zaczęła rządzić, a jej lider, oficjalny kandydat na premiera, już łamie dane wyborcom słowo. Obiecał przecież, że w pierwszy dzień po wygranych wyborach pojedzie do Brukseli i odblokuje pieniądze z KPO. Nigdzie nie pojechał, niczego nie odblokował. Dowiedzieliśmy jednak w miniony czwartek, że Donald Tusk 26 października będzie w Brukseli. Co może załatwić?
Gdzie jest PIN do KPO?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że niewiele. W ciągu ostatnich miesięcy mogliśmy się dowiedzieć, że sprawa odblokowania pieniędzy z KPO jest prosta: jeśli w Polsce zmienione zostanie prawo dotyczące systemu dyscyplinarnego sędziów na takie, które będzie zgodne z regułami państwa prawa, czyli kiedy zostanie spełniony tzw. duży kamień milowy, to Komisja Europejska da Komitetowi Ekonomiczno-Finansowemu Rady UE pozytywną rekomendację, ten wyda opinię zatwierdzającą, a Komisja dokona płatności na realizowane w Polsce projekty
Jak wiadomo, kluczem do załatwienia tej kwestii jest wydanie przez istniejący u nas Trybunał Konstytucyjny orzeczenia w sprawie ustawy, jaką 10 lutego tego roku Prezydent Andrzej Duda do TK przesłał. To nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, która stanowi, że sprawy dyscyplinarne i immunitetowe sędziów ma rozstrzygać Naczelny Sąd Administracyjny, a nie Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN, uważana i słusznie za nie-sąd. Pat w TK spowodował, że nie był on w stanie się zebrać, mimo apelu Prezydenta, by niezwłocznie zajął się sprawą.
Ta sytuacja wywołała sceptycyzm wobec obietnicy Donalda Tuska, bo przecież „Bruksela” oczekuje wypełnienia zobowiązań zapisanych w umowie o KPO. Skoro wskazani przez Zjednoczoną Prawicę i nominowani do TK przez głowę państwa sędziowie (dla wielu ekspertów neo-sędziowie) nie mogli wypełnić oczekiwań mocodawców, to jakim cudem zrobi to przyszły premier z „obcego” obozu politycznego? I czemu w takim razie nie jedzie na al. Jana Christiana Szucha 12A do siedziby TK tylko do Brukseli?
Misja w Brukseli
Donal Tusk chce skorzystać ze spotkania Europejskiej Partii Ludowej, która zawsze przed szczytem Rady Europejskiej naradza się jak podczas niej grać, na jakie kompromisy iść, a co ma być dla chadeków nie podlegającym negocjacjom priorytetem. Ma to sens, bo do EPL należą dzisiaj szefowie 10 rządów w UE, w tym w tak znaczących państwach jak Grecja, Szwecja, Austria czy Irlandia, a także przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola. To wszystko dobrzy znajomi Donalda Tuska, który przecież do 1 czerwca 2022 roku stał na czele tej europejskiej rodziny politycznej. Opisanie sytuacji w Polsce po wyborach, przedstawienie głównych celów nowego rządu, podkreślenie determinacji rządzącej koalicji powrotu na ścieżkę praworządności, będzie wysłaniem ważnego politycznego komunikatu.
Nie można też wykluczyć innych spotkań, z szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem, komisarzami Didierem Reyndersem i Verą Jourovą, którzy przez ostatnie lata wojowali z polskim rządem domagając się przestrzegania zasad rządów prawa. Inny język, rozmowa z dobrymi znajomymi, do których Donald Tusk ma prywatne numery z pewnością wniesie nową jakość. Ursula von der Leen od początku swojej kadencji nie tylko nie ukrywała, ale wręcz podkreślała, że jej Komisja to ciało polityczne i od woli politycznej wiele zależy.
Subtelna gra.
Trzeba jednak mieć świadomość, że deklaracje polityczne są ważne i doceniane, ale muszą za nimi iść konkrety.Choćby dokładny kalendarz przedkładania i przyjmowania ustaw naprawiających wymiar sprawiedliwości, przywracających jego niezależność. Wspomniany
Didier Reynders, unijny komisarz ds. sprawiedliwości w wywiadzie dla „Financial Times” mówił: „Jeśli Polska wkrótce powróci do prawdziwego poszanowania praworządności i sądownictwa, wówczas możliwe będzie uwolnienie pieniędzy”. Dodał także, że Komisja może zareagować dopiero wtedy, gdy zostaną wprowadzone rzeczywiste reformy.
Nie ma się co dziwić, że komisarz tak to przedstawia. Gdyby zasugerował, że sama zmiana polityczna w Polsce wystarczy na uruchomienie pieniędzy, wpisałby się w narrację odchodzącej ekipy, że środków z KPO nie było z powodów politycznych, niechęci Komisji Europejskiej do prawicowego rządu. Z drugiej jednak strony jest sporo sygnałów, że samo wykazanie woli do zmian i podjęcie działań do nich zmierzających, Komisja może uznać za wystarczające. Pracują w niej bowiem politycy dobrze znający realia w naszym kraju. Wiedzą, że dalej Prezydent Andrzej Duda pozostaje „na urzędzie” i że może przez prawo weta utrudniać nowej ekipie przyjęcie ustaw przywracających rządy prawa.
Nowy rząd może też namacalnie pokazać, że nie rzuca słów na wiatr. Może przecież maksymalnie wykorzystać instrumenty będące w dyspozycji władzy wykonawczej i samych ministrów. Np. nowy minister sprawiedliwości, któremu Zbigniew Ziobro przyznał wiele kompetencji do zarządzania sądami, mógłby ich użyć! Jest jasne, że nie będzie już ścigał sędziów stosujących prawo europejskie czy wysyłających pytania prejudycjalne do TSUE. Wystarczy też, że sprawy dyscyplinarne sędziów będą wysyłane nie do Izby Dyscyplinarnej SN, ale do Izby Karnej, w której w myśl unijnych standardów zasiadają legalni sędziowie. Innymi słowy sama praktyka działania nowej ekipy może okazać się wystarczającym sygnałem zmiany, nawet jeśli formalnie nie będą one miały jeszcze statusu zatwierdzonego prawa w całym procesie legislacyjnym.
Trzeba też pamiętać, że wypłaty z KPO odbywają się w transzach, co jest dodatkowym instrumentem bezpieczeństwa dla Komisji. Gdyby stwierdziła, że coś jednak idzie źle, że ślimaczy się proces reform i wdrażania kolejnych kamieni milowych, może wstrzymać kolejną transzę. Jednocześnie przed taką ewentualną decyzją jest okazja do wielu rozmów z rządem w Polsce, do wyjaśnień, dlaczego są utrudnienia w realizacji zobowiązań.
Czs to pieniądz.
Jest jeszcze jeden aspekt w tej historii. Komisja Europejska chce, by pożyczone przez nią pieniądze były wydawane! By pracowały zgodnie z przeznaczeniem na rzecz „Odbudowy i Odporności” jak nazwano fundusz. Tym bardziej, że czas ucieka. Kalendarz wydawania pieniędzy jest precyzyjny: ostatnie muszą być zapłacone do 31 grudnia 2026 roku, a sama realizacja planu musi się zakończyć 31 sierpnia tegoż roku.
Szczęśliwie obecny rząd zmienił zdanie i postanowił latem tego roku wystąpić o całą pulę z części pożyczkowej planu. Przy okazji uciekł spod innego, groźnego reżimu czasowego. Art. 24 rozporządzenia dotyczącego Funduszu Odbudowy mówi, że jeśli kraj członkowski nie poczyni wymiernych postępów w realizacji kamieni milowych w ciągu 18 miesięcy od zatwierdzenia KPO przez Radę UE (w naszym przypadku był to 14 czerwca 2022), to Komisja Europejska może rozwiązać umowy wykonawcze, co w praktyce oznacza brak wypłat! W naszym przypadku ów termin upływa 14 grudnia tego roku! Jednak złożenie wniosku o pełną pulę pożyczek spowodowało modyfikację KPO, przez co ten termin został przesunięty.
Dalej jednak utrzymuje się zagrożenie „kalendarzowe”, bo zostało mniej niż 3 lata na realizację zadań zapisanych w KPO. Tymczasem w wielu punktach będziemy zaczynać od zera. Trzeba będzie przyjąć wiele ustaw, rozpisać konkursy na wykonanie zadań, uruchomić na poważnie pracę Komitetu Monitorującego. Jeśli dojdzie do sytuacji, w której będzie można złożyć wniosek o płatność i nowy rząd to zrobi, to formalnie Komisja Europejska ma 2 miesiące na jego rozpatrzenie. Dobra ocena jest przekazana do Komitetu Ekonomiczno-Finansowego Rady, który ma teoretycznie miesiąc na swoją opinię. Jak wszystko się zgadza, Komisja wypłaca pieniądze.
Nie tylko KPO.
Sprawna naprawa praworządności to także pewność, że nie będzie problemów w pieniędzmi z „normalnego” budżetu UE. Przypomnijmy zaskakującą dla wielu informację z lutego tego roku. Wtedy to przebywająca w Polsce komisarz Elisa Ferreira odpowiadająca za politykę spójności powiedziała, że “warunkiem wypłaty pieniędzy z nowego budżetu UE jest zagwarantowanie przestrzegania zapisów Karty Praw Podstawowych, w tym tych dotyczących niezależności sądownictwa“. Tymczasem sam rząd Mateusza Morawieckiego przyznał, że rzeczywiście Polska nie spełnia warunku związanego z Kartą Praw Podstawowych.
O co chodzi? By korzystać z funduszy strukturalnych rząd musiał podpisać umowę partnerstwa z Komisją Europejską, co uczynił po koniec czerwca 2021 roku. I w niej jest zaznaczone, że Polska nie spełnia jednego z warunków, którym jest zgodność z wymogami Karty Praw Podstawowych. Ta Karta to dokument traktatowy, który wymienia fundamentalne prawa człowieka i obywatela, w tym “prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd“. Rząd tłumaczył, że skorzystał z tzw. protokoły brytyjskiego, który Polskę wyłączał z części zapisów Karty, ale Komisja powołując się na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE, zdecydowanie nie zgadza się z takim podejściem i oczekuje spełnieni wszystkich warunków, zanim będziemy mogli w pełni korzystać z Funduszu Spójności.
Od przybytku….
Jeśli nowa ekipa nad tym wszystkim zapanuje, zrobi, przeprowadzi i pieniądze uruchomi, to dojdzie do kumulacji wypłat i z KPO i budżetu. Może się pojawić problem zdolności spożytkowania tych wielkich kwot w jednym czasie. Zwyczajnie może nie być zdolności do prowadzenie tak wielu inwestycji, często w jednym miejscu.
Ktoś powie, obyśmy tylko mieli takie problemy, ale też trzeba ten aspekt mieć na uwadze. Czy to wszystko oznacza, że się nie da? Uważam, że – nawiązując do głośnego cyklu filmów fabularnych z Tomem Cruisem – to jest mission possible. Ale łatwo nie będzie.