Krzysztof Gołata, Uniwersytet Ekonomiczny Poznań
„Kto wymyślił socjalizm: robotnicy czy naukowcy? Oczywiście, że robotnicy, poda odpowiedź. Tak też myślałem, bo naukowcy przetestowaliby go na zwierzętach”.
Ten stary dowcip przypomniał mi się gdy przeczytałem lead artykułu w jednym z prawicowych tygodników. Brzmiał on: „Program Rodzina 500+ śmiało można nazwać największym eksperymentem społecznym III RP”. Pytanie tylko dlaczego jest to eksperyment na żywym organizmie.
Często powtarzamy, że w odniesieniu do domowego budżetu zachowujemy się racjonalnie. Nie kupuję Lexusa, ponieważ wiem, że wielkość moich dochodów nie pozwoli mi na utrzymanie tego luksusowego samochodu. Nie buduję rezydencji o powierzchni pięciuset metrów kwadratowych, jeżeli nie dysponuję odpowiednim kapitałem Mogę oczywiście zaciągnąć kredyt w banku licząc, że w przyszłości moja sytuacja finansowa poprawi się zdecydowanie i będę mógł spłacać odsetki oraz mieć pieniądze na utrzymanie domu. A jeżeli tak się nie stanie? Dlaczego przy planowaniu domowych wydatków zachowujemy się racjonalnie? Pytanie to powtarzamy regularnie, chociaż odpowiedź jest nam dobrze znana. Zachowujemy się racjonalnie ponieważ wydajemy własne pieniądze, które wcześniej musieliśmy zarobić. Dlatego też w pełni trzeba zgodzić się z autorem artykułu, który pisze, że koszty tego eksperymentu odczuje nie tylko przeciętny Kowalski, ale cała gospodarka. Czy wyjdzie to jej na zdrowie?
Nikt nie neguje potrzeby inwestowania w rozwój społeczeństwa i rodziny. Nikt również nie powie, że chęć jeżdżenia lepszym samochodem czy mieszkania w wygodniejszych warunkach nie jest naturalnym prawem każdego z nas.
Problem tkwi gdzie indziej. Po pierwsze, nie wiemy jeszcze ile dokładnie będzie ten program kosztował. Po drugie, skąd będą pochodziły pieniądze na jego realizację, za pięć, czy dziesięć lat. Zgoda, przystępując do budowy domu, też nie potrafimy oszacować wszystkich wydatków, ale jedno jest pewne: będą one większe niż zakładany (zawsze będziemy chcieli zmodernizować pierwotny projekt). Jednak odpowiedź na drugie pytanie powinna być nam znana, chyba że – za kilka lat – chcemy spotkać się z komornikiem.
W tym roku budżet będzie wypłacał pieniądze przez dziewięć miesięcy, zaś w przyszłym już przez dwanaście, czyli wydamy więcej o jedną czwartą. Ile wydamy? Różnice w szacowanych kwotach są znaczące i idą w miliardy złotych; nie miliony lecz miliardy. Trudniejsza jest odpowiedź na pytanie skąd będą pochodziły pieniądze w następnych latach. Odpowiedź: uszczelnimy system podatkowy, gdyż na wyłudzeniach podatku VAT budżet traci 50 mld zł. Po pierwsze, co jest podstawą tych szacunków; a może tylko 40 mld, albo 60 mld. Po drugie, jak długo będzie trwało uszczelnianie systemu (pięć lat, z pewnością dłużej) Po trzecie, ile pieniędzy odzyskamy (nikomu na świecie nie udało się wyeliminować przekrętów podatkowych). Po czwarte, ile to będzie kosztowało, czyli ile realnie uda się odzyskać. Armia urzędników musi być dobrze opłacona (ile powinien zarabiać urzędnik, aby przestępca nie skusił go łapówką) oraz bardzo dobrze chroniona. O kosztach administracyjnych tego przedsięwzięcia nie wspomnę. Komputery, samochody, biura, to wszystko kosztuje. Gdzieś przeczytałem, że uszczelnianiem systemu ma zająć się armia licząca nawet 50 tys. urzędników. Proszę policzyć ile miliardów złotych musimy najpierw wydać, aby potem zarobić. I nie wiadomo jeszcze dokładnie, ile zarobić.
Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie jestem przeciwnikiem uszczelniania systemu podatkowego, wręcz przeciwnie: wszystkie przekręty powinny być ujawnione, winni ukarani, a ukradzione pieniądze zwrócone do budżetu państwa. Jestem jednak przeciwny wydawaniu czegoś, czego jeszcze nie zarobiliśmy. Poprzednia ekipa nie potrafiła pieniędzy najpierw zarobić, a potem rozsądnie ich wydać. Dlatego przegrała wybory.
Krzysztof Gołata, Uniwersytet Ekonomiczny Poznań