Zaskakującą deklarację złożyła 12 czerwca w wywiadzie dla Radia Zet minister klimatu i środowiska Anna Moskwa: „W najbliższych dniach złożymy do Trybunału Sprawiedliwości UE wniosek ws. unijnego zakazu rejestracji nowych samochodów spalinowych od 2035 r., gdyż takie rozwiązanie jest niekorzystne dla gospodarek europejskich”. Polski rząd chce szukać sprawiedliwości TSUE, którego wyroków nie uznaje. Od czasów Sienkiewicza nazywamy to filozofią Kalego.
„Niech spróbują…”
Trzeba mieć sporo tupetu, by samodzielnie oceniać co jest dobre do europejskich gospodarek, jakbyśmy byli jakąś potęgą, przynajmniej w branży motoryzacyjnej. Warto przypomnieć, że 28 marca tego roku ostateczną decyzję w sprawie sprzedaży w Unii Europejskiej nowych samochodów po 2035 roku podjęto tylko przy jednym głosie przeciw! Był to głos – w imieniu Polski – właśnie pani minister Moskwy! Od głosu wstrzymały się Bułgaria i Rumunia oraz ostatecznie Włochy, które skorygowały swoje głosowanie. Pozostałe 23 państwa nowe przepisy poparły! Ale to nasz rząd wie lepiej, co jest dobre dla unijnej gospodarki. Reszta błądzi.
Na dodatek polska minister postanowiła tę decyzję, a także kilka innych z pakietu Fit for 55, zaskarżyć do TSUE. To oczywiście jest możliwe, ale dziwi autor pozwu! Informacja od minister Anny Moskwy niemal zbiegła się z wydaniem przez ów Trybunał miażdżących orzeczeń dotyczących reform wymiaru sprawiedliwości dokonanych przez ten rząd, co spowodowało u nas niewybredne ataki na unijny sąd. Przecież – o czym pisałem w poprzednim tekście powołując się na wypowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry – sędziowie TSUE piszą wyroki na polityczne zmówienie, nieczęsto po alkoholu pitym na wesołych polowaniach organizowanych przez niemieckich chadeków. I teraz polski rząd chce w takim gronie szukać sprawiedliwości? Bronić Europy przed fatalnymi rozwiązaniami?
Jeden z urzędników Komisji Europejskiej, komentując ten ruch dla Politico powiedział, nie kryjąc ironii: „Niech spróbują… a poza tym myślę, że cała Europa nie może się doczekać Polski, która będzie chciała szanować wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości”. A prof. Alberto Alemanno, ekspert od prawa UE w HEC Paris ocenił, że argumenty Polski w tej sprawie są „chwiejne pod względem prawnym”, nie mówiąc już o tym, że Warszawa miała taką samą szansę, jak każde państwo członkowskie, by wpływać na treść decyzji w trakcie procesu legislacyjnego. No tak, panie profesorze, ale to trzeba umieć robić, trzeba być wiarygodnym, mieć zdolność do budowania co najmniej tzw. mniejszości blokującej. To nie ten rząd!
Słabe notowania.
Przypomnę, że mniejszość blokująca to co najmniej 4 państwa, w których mieszka co najmniej 35 procent mieszkańców UE. Tymczasem Polsce najczęściej udaje się zyskać jedynie poparcie obecnego rządu Węgier, co w kontekście polityki Wiktora Orbana wobec wojny w Ukrainie i Władimira Putina jest faktem dość wstydliwym. Inni nie kwapią się do współpracy z rządem, który z każdym miesiącem pogarsza swój ranking wiarygodnego partnera. Po głośnej historii (nie zakończonej!) z lex Tusk i próbie niszczenia przy pomocy tego prawa opozycji przed wyborami, mieliśmy kolejną debatę o praworządności w Polsce na forum Parlamentu Europejskiego. Warto się jej przyjrzeć, bo z wielu elementów wymiany poglądów można wyciągnąć kilka wniosków.
Tradycyjnie debatę zaczęła przedstawicielka prezydencji czyli w tym wypadku Jessica Roswall reprezentująca prawicowy rząd Szwecji. Specjalnie podkreślam charakter tego gabinetu, bo często nasi rządzący bronią się argumentem, że są atakowani z powodu swojego konserwatywnego charakteru przez europejską lewicę. Pani Roswall mówiła: „W demokracji wolne i uczciwe wybory są kamieniem węgielnym i muszą być chronione. Ale warunki wstępne dla demokracji na tym się nie kończą. Demokratyczne społeczeństwo musi mieć wolności słowa, uczciwe warunki dla funkcjonowania partii politycznych, aktywne społeczeństwo obywatelskie, niezależne sądy i wiele innych rzeczy. Krótko mówiąc, nie ma demokracji bez praw podstawowych i rządów prawa. Są one elementami funkcjonującej demokracji i fundamentem projektu europejskiego. Dlatego prawa podstawowe i praworządność to jeden z priorytetów szwedzkiej prezydencji”. Szwedzka minister dodała: „Wojna Rosji w Ukrainie wyraźnie pokazała, że musimy stanąć w obronie zasad demokracji jako wyraźnej alternatywy dla autorytarnych państw, które łamią prawo międzynarodowe i prawa człowieka. To jeden z powodów, dla których traktujemy to tak poważnie. W takiej chwili to naturalne, że chcemy poznać skalę rosyjskich wpływów. Ale ten uzasadniony cel musi być realizowany zgodnie z zasadą praworządności.
To jeszcze jeden głos, współbrzmiący także ze stanowiskiem opozycji w Polsce, że chcemy poznać metody wpływania Rosji na nasze sprawy, ale nie przy pomocy bezprawnych działań, niszczących fundamenty demokracji . To dlatego Komisja Europejska nie miała wyjścia, tylko uruchomiła tzw. procedurę o naruszenie unijnego prawa. Oczywiście śledzi to, co się u nas dzieje, wie o poprawkach prezydenta do ustawy. Komisarz Didier Reynders: „Pragnę poinformować, że otrzymałem informacje dotyczące tego, że do Sejmu trafiło wiele poprawek w celu zmiany tej ustawy oraz że zapadła ważna decyzja, aby nie wybierać członków Komisji do czasu wejścia w życie ustawy w nowym brzmieniu, dopóki nie nastąpi cała jej nowelizacja. Ale oczywiście musieliśmy wysłać do Polski list z formalnym zawiadomieniem i będziemy czekać na formalną odpowiedź, zanim rozważymy kolejny krok.
Debata.
Rzeczywiście nowelizacja ustawy zgodnie z poprawkami prezydenta została przez sejm przyjęta w miniony piątek, ale zdaniem nie tylko opozycji, ale też ekspertów, dalej jest niekonstytucyjna i niezgodna z zasadami państwa prawa. Przemawiający w imieniu Europejskiej Partii Ludowej holenderski poseł Jeroen Lenaers mówił: „To zwieńczenie systemu autorytarnego wypracowanego w Polsce przez osiem lat, a choć komisję chce się określać, jaką tę do badania wpływów rosyjskich, to powinna ona nazywać się komisją z rosyjskich inspiracji. Bowiem próba usunięcia, próba sprawienia, by twoi przeciwnicy polityczni zniknęli, to jest dokładnie to, co Putin robi w Rosji. A jeśli chcemy w przyszłości zapobiec pojawieniu się europejskich Nawalnych, musimy działać teraz.
Były premier Marek Belka, zabierający głos w imieniu grupy socjalistów i demokratów zwrócił uwagę, że to, co chce się zrobić w Polsce jest paradoksalnie na rękę władzom na Kremlu: Słyszeliśmy, co na ten temat mówi Komisja Europejska. Można wspomnieć o tym, co mówi Departament Stanu USA. Ale najgłośniejsza jest cisza ze strony Kremla. Oni się cieszą. Bo ta komisja trywializuje poważny w istocie problem rosyjskich ingerencji w procesy demokratyczne w krajach Zachodu – brexit, wybory w Stanach Zjednoczonych. A poza tym daje możliwość rosyjskim trollom do wpuszczania w przestrzeń publiczną dowolnych materiałów. Jeden troll już się uaktywnił, i to w Warszawie, i nawołuje do likwidacji Komisji Europejskiej. To skala absurdu.
To było nawiązanie do niedawnej wypowiedzi Antoniego Macierewicza, który po wszczęciu przez Komisję Europejską procedury naruszeniowej w związku z ustawą lex Tusk powiedział: „Liczę, że Polska wystąpi na forum UE o likwidację KE jako struktury jawnie wspierającej Kreml„. To ciekawy koncept, bo to właśnie Parlament Europejski może doprowadzić do odwołania Komisji, a jego miażdżąca większość od lat jest zaniepokojona działaniami władzy w Polsce.
Wyraźnie to było słychać w słychać w wypowiedzi posłanki z grupy Zielonych Terry Reintke, która przypomniała tragiczną śmierć 33-letniej Polki w nowotarskim szpitalu: „Nie jest pierwszą kobietą, która zmarła od czasu wprowadzenia brutalnego prawa antyaborcyjnego. Tragiczne historie, można powiedzieć, ale co to ma wspólnego z debatą o praworządności w Polsce? Właściwie ma to wiele wspólnego z rządami prawa, bo to, czego teraz doświadczamy, to kolejny krok do zacieśnienia uścisku autorytarnych rządów w Polsce. Po tym, jak upolityczniono sądownictwo, przejęto media publiczne, zaatakowano mniejszości, ograniczono prawa podstawowe, w tym prawo dostępu do ratującej życie opieki aborcyjnej, mamy kolejny atak na praworządność i standardy demokratyczne w Polsce”.
Oczywiście był w debacie głos naszych rządzących. Pani Beata Szydło zapewniła, że praworządność nie jest w Polsce łamana, natomiast w Unii tak! To ciekawe, bo my jesteśmy częścią Unii, ale to już zostawmy. Na koniec była premier powiedziała: „Polska nie jest i nie będzie chłopcem do bicia. Nie da się Polska sterroryzować poprzez wasze ataki i kary. My stoimy dzisiaj na straży traktatów europejskich i chcemy, żeby Unia Europejska właśnie zgodnie z traktatami się rozwijała. A polskiej opozycji, która tutaj siedzi na tej sali, proponuję reset”.
Rosyjskie wpływy?
Jak można stać na straży traktatów i np. nie wykonywać wyroków TSUE, co jest traktatowym obowiązkiem? Tego się nie dowiedzieliśmy. Natomiast poznaliśmy przy okazji debaty tych, którzy bronią polityki polskiego rządu. Głos zabrali panowie Jean-Paul Garraud ze Zjednoczenia Narodowego, partii Marine Le Pen i Balázs Hidvéghi z FIDESZ-u Wiktora Orbana. Nie ma co rozwijać wątku bliskich relacji francuskiej partii z Rosją, bo o jej finansowaniu przez Kreml napisano już wiele. Podobnie o interesach węgierskiego rządu z Putinem czy Łukaszenką i to po wybuchu pełnowymiarowej wojny w Ukrainie czego symbolem były podróże w tym czasie do Moskwy i Mińska Pétera Szijjártó, ministra spraw zagranicznych Węgier i odebranie przez niego z rąk Siergieja Ławrowa Orderu Przyjaźni.
Warto natomiast na to wszystko spojrzeć z punktu widzenia polskich interesów. Rząd zaognia relacje z unijnymi partnerami i instytucjami. W tle są zablokowane pieniądze z KPO, niepłacone kary, które Komisja ściąga z pieniędzy z naszej części budżetu UE i groźba uruchomienia mechanizmu „pieniądze za praworządność”, gdy przekroczona zostanie kolejna granica. A widać, że rozkręcająca się kampania wyborcza zachęca rządzących do działań konfrontacyjnych z Wspólnotą. Dobitnym tego przykładem jest pomysł referendum w sprawie przyjmowania uchodźców, do którego organizacji zachęciła prezesa Jarosława Kaczyńskiego wstępna decyzja, w której jest obowiązkowa relokacja, a nieprzyjęcie imigranta ma kosztować kraj ok. 20 tys. euro.
Moralne zwycięstwo.
Tymczasem 8 czerwca kraje członkowskie Unii Europejskiej przyjęły jedynie tzw. ogólne podejście, czyli wspólne, polityczne stanowisko na negocjacje z Parlamentem Europejskim. Kto był przeciw? Oczywiście Polska i Węgry. Kolejny przykład, że nie potrafimy zjednać do swojej polityki nikogo, jedynie prorosyjski rząd Wiktora Orbana. Tymczasem to dopiero początek pracy nad kształtem unijnej polityki migracyjnej. To czas szukania przyjaciół, którzy zechcą poprzeć nasze rozwiązania, a te oczywiście muszą mieć solidarnościowy charakter. Nie można przy każdej okazji krzyczeć, że Polska przyjęła ponad milion Ukraińców, a pomoc UE jest śladowa. Włosi, Grecy, Francuzi, Hiszpanie, Maltańczycy, Niemcy przyjęli co najmniej podobną liczbę uchodźców, ale to ich sprawa?
Premier Mateusz Morawiecki pisząc o idei referendum w mediach społecznościowych znowu manipuluje podkreślając, że „o takiej sprawie powinien decydować naród, a nie unijni urzędnicy„. Wstępne stanowisko do negocjacji przyjęli przedstawiciele rządów 27-ki, a wpis premiera, oczywiście odnotowany w Brukseli, rzecznik Komisji Europejskiej Eric Mamer skomentował tak: „nie unijni urzędnicy zdecydowali o relokacji, bo – po pierwsze – nie ma jeszcze ostatecznej decyzji, a po drugie – decydują kraje członkowskie (w tym Polska) i demokratycznie wybrany Parlament Europejski”. Ale u nas już prorządowe media rozpoczęły nagonkę na „Brukselę” i kompletnie ignorując fakty wzniecają anty unijne nastroje.
Ta ekipa z niezrozumiałą satysfakcją lubi zaliczać porażki, które niezgrabnie stara się sprzedawać jako zwycięstwo. Symbolem tej polityki jest słynne 27 do 1 podczas głosowania nad kandydaturą Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej. Nic jako państwo z tej strategii nie zyskujemy, a rząd popada w coraz większą izolację. Brak poważnych sojuszników i niemoc skutkuje potem takim ruchem, jak zaskarżanie przyjętych rozwiązań do TSUE, którego wyroków się nie szanuje. No chyba, że jakimś cudem się wygra, to wtedy ten sam Trybunał będzie w porządku. Bo przecież „jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy….”
Maciej Zakrocki