W miniony wtorek Ursula von der Leyen spotkała się w Strasburgu z Konferencją Przewodniczących Parlamentu Europejskiego. Szefowa Komisji Europejskiej przedstawiła liderom grup politycznych strukturę nowego kolegium komisarzy. Żadnych nazwisk. I wyszła, wywołując zdziwienie i złość.
Ryzykowna gra.
Rzeczywiście była to dość niezwykła i ryzykowna zagrywka. Dość powiedzieć, że na korytarzach Parlamentu mówiło się o „pogardzie” przewodniczącej dla tej jedynej, wybieranej przez ludzi instytucji unijnej. A przecież już za chwilę zaczną się przesłuchania kandydatów na komisarzy w odpowiednich komisjach parlamentarnych. Poirytowani posłowie mogą – dla przypomnienia Ursuli von der Leyen (VDL) „kto tu rządzi” – podnieść poprzeczkę w procesie weryfikacji i odrzucić znaczącą liczbę nominowanych, co wywoła kolejny kryzys polityczny i znacząco przesunie w czasie dzień startu nowej Komisji Europejskiej. Trzeba też pamiętać, że cały skład wyłonionej po przesłuchaniach Komisji musi być przez Parlament zatwierdzony w głosowaniu w sali plenarnej.
W każdym razie Ursula von der Leyen przeszła do sali konferencji prasowych, w której licznie zgromadzonym dziennikarzom przekazała to, na co wszyscy czekali od tygodni. Umiejętnie budowała napięcie, zaczynając tak: „Wiem, że jesteście bardzo zainteresowani strukturą, ale pozwólcie mi najpierw powiedzieć o treści, która ją definiuje. Wspólnie określiliśmy podstawowe priorytety. Są one zbudowane wokół dobrobytu, bezpieczeństwa, demokracji”. Na nazwiska, czyli to, co ciekawi media najbardziej, trzeba było poczekać kilkanaście minut. Najpierw poznaliśmy układ sił w Komisji czyli liczbę wiceprzewodniczących, zależności i podległości między nimi i „zwykłymi” komisarzami.
Jednocześnie VDL zapewniała: „jak mówi traktat, każdy członek Kolegium jest równy – a każdy komisarz ma równą odpowiedzialność za realizację naszych priorytetów. Oznacza to, że wszyscy komisarze muszą ze sobą współpracować. W tym duchu każdy Wiceprzewodniczący Wykonawczy, będzie miał również swoją tekę, na której będzie się skupiał – ale w ramach której będzie też musiał współpracować z innymi komisarzami. Ponieważ to, co wpływa na bezpieczeństwo, wpływa na demokrację, to, co wpływa na gospodarkę, wpływa na społeczeństwo, a to, co wpływa na klimat i środowisko, wpływa również na ludzi i biznes”.
Kto i co?
Wreszcie, korzystając z przygotowanego dużego monitora zaczęła prezentację kandydatów delegowanych przez rządy i ich teki. „Pozwólcie więc, że ich przedstawię.
Teresa Ribera będzie wiceprzewodniczącą wykonawczą ds. czystej, sprawiedliwej i konkurencyjnej transformacji. Będzie również odpowiedzialna za politykę konkurencji. Będzie kierować pracami, aby zapewnić, że Europa pozostanie na drodze do realizacji celów określonych w Europejskim Zielonym Ładzie. I że jednocześnie zredukujemy emisję dwutlenku węgla i uprzemysłowimy naszą gospodarkę.
Henna Virkkunen będzie wiceprzewodniczącą wykonawczą ds. suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji. Będzie również odpowiedzialna za portfolio technologii cyfrowych i technologii granicznych. Poproszę Hennę, aby przyjrzała się wewnętrznym i zewnętrznym aspektom bezpieczeństwa. Ale także by wzmocniła podstawy naszej demokracji, takie jak praworządność i chroniła ją wszędzie tam, gdzie jest atakowana.
Stéphane Séjourné będzie wiceprzewodniczącym wykonawczym ds. dobrobytu i strategii przemysłowej. Będzie również odpowiedzialny za portfolio przemysłu, MŚP i jednolitego rynku. Będzie kierował pracami mającymi na celu stworzenie warunków, w których nasze firmy będą mogły się rozwijać – od inwestycji i innowacji po stabilność gospodarczą oraz handel i bezpieczeństwo gospodarcze”.
Oczywiście nie będę przytaczał prezentacji całego składu, poza jeszcze jednym kandydatem:
„Piotr Serafin będzie komisarzem ds. budżetu, zwalczania oszustw i administracji publicznej. Będzie podlegał bezpośrednio mnie i skupi się na przygotowaniu kolejnego długoterminowego budżetu oraz zapewnieniu, że będziemy mieć nowoczesną instytucję, która będzie działać na rzecz Europejczyków”.
Co z tego wynika?
Zwracam uwagę, że prezentując kolejne kandydatury, pani przewodnicząca nie mówiła z jakiego państwa kto pochodzi. To nawiązanie do zasady traktatowej, dokładnie do artykułu 17 TUE, w którym w punkcie 3 jest napisane: Komisja jest całkowicie niezależna w wykonywaniu swoich zadań. Bez uszczerbku dla artykułu 18 ustęp 2, członkowie Komisji nie zwracają się o instrukcje ani ich nie przyjmują od żadnego rządu, instytucji, organu lub jednostki organizacyjnej. Powstrzymują się oni od podejmowania wszelkich działań niezgodnych z charakterem ich funkcji lub wykonywaniem ich zadań.
Ale jest jasne, że rządy chcą mieć choćby nieformalny wpływ, dlatego forsowały swoje kandydatury, albo rezygnowały z kogoś, by coś ważnego ugrać. Wymieniona na początku Teresa Ribera jest Hiszpanką, niedawno była ministrą ds. transformacji ekologicznej i wyzwań demograficznych, a obecnie wicepremier w rządzie socjalisty Pedro Sáncheza. Otrzymała bardzo ważną tekę: czysta, sprawiedliwa i konkurencyjna transformacja. Będzie również odpowiedzialna za politykę konkurencji. Ma też zachować kierunek zapisany w Zielonym Ładzie z większą wrażliwością polityczną, niż to robił np. Frans Timmermans. Wysoka pozycja Hiszpanki to ukłon w stronę socjalistów, drugiej siły w Parlamencie Europejskim, którzy jeszcze 10 września wysłali poważne ostrzeżenie do Ursuli von der Leyen.
W oficjalnym stanowisku napisali: „Wzmocnienie procesu kandydata wiodącego (Spitzenkandidaten), zapewnienie równowagi płci, silne skupienie się na prawach socjalnych nadzorowane przez osobę z doświadczeniem w ich realizacji, a także sprawiedliwy podział stanowisk wiceprzewodniczących wykonawczych, odzwierciedlający większość w Parlamencie Europejskim – tego oczekują Europejczycy. Jeśli te oczekiwania nie zostaną spełnione, liderzy Partii Europejskich Socjalistów (PES) i Grupy Socjalistów i Demokratów (S&D) w Parlamencie Europejskim ostrzegają, że poparcie komisarzy przedstawionych przez Ursulę von der Leyen będzie bardzo trudne, a nawet niemożliwe”. Pozycja pani Teresy Ribery w dużym stopniu usatysfakcjonowała premiera Pedro Sáncheza, a wraz z nim całą grupę socjalistów.
Ciekawy jest przypadek kandydata z Francji. Przywołany wyżej Stéphane Séjourné to efekt kompromisu, jaki VDL zawarła z prezydentem Macronem. Nie chciała mieć już w Komisji wpływowego, dość samodzielnego Thierry’ego Bretona, który nie raz odcinał się od niektórych działań swojej szefowej. Zaproponowała dość słabego politycznie Stéphana Séjourné’a, ministra spraw zagranicznych obiecując prezydentowi Macronowi, że otrzyma on wysokie, zgodne ze znaczeniem Francji w UE stanowisko. Owszem, został „wiceprzewodniczącym wykonawczym”, ale wczytując się w jego portfolio widać, że nie trzyma najmocniejszych kart. Mówi się, że VDL skorzystała z okazji, że Emanuel Macron ma wyjątkowo słabe notowania i jest zwyczajnie schyłkowym prezydentem, więc pozbyła się krnąbrnego Bretona tanim kosztem.
A jak jest z Piotrem Serafinem? Tu warto zwrócić uwagę, że w tej krótkiej prezentacji jest sformułowanie „będzie podlegał bezpośrednio mnie”. Wszyscy „zwykli” komisarze mają nad sobą wiceprzewodniczących, a polski kandydat będzie współpracował z przewodniczącą. To nie tylko ciekawostka, ale dowód na silną pozycję, jaką będzie miał Piotr Serafin. Sama teka jest kluczowa, bo budżet będzie najważniejszą sprawą w nadchodzących latach. Z powodu licznych, nieprzewidzianych wydatków poczynając od pandemii, a na wojnie w Ukrainie kończąc, Wspólnocie brakuje pieniędzy. A Wieloletnie Ramy Finansowe czyli 7-dmio letni budżet nie może mieć deficytu…. Na dodatek oczekiwania co do wydatków, że Unia sfinansuje i to i tamto rosną. A rządy nie chcą zwiększać składki. Rozwiązanie tych sprzeczności będzie nie lada wyczynem.
Królowa Ursula
Analiza struktury i kolejnych kandydatur doprowadziła wielu obserwatorów do jednego wniosku: Ursula von der Leyen bardzo wzmacnia swoją pozycję. „Będzie miała jeszcze większą kontrolę nad wszystkim” — powiedział portalowi politico.eu jeden z urzędników UE. Inny dodał: „Każdy, kto myślał, że mogła zmienić swój styl, swoją wolę utrzymania ścisłej kontroli, był co najmniej naiwny”. To nawiązanie do pierwszej kadencji, kiedy to w wielu sytuacjach, czasem usprawiedliwionych skalą wyzwania, podejmowała samodzielnie decyzje wykraczając nawet poza przyznane jej w traktatach uprawnienia. Akcje jaką wykonała z Bretonem na rzecz Séjourné’a, widząc słabość polityczną Macrona, została z kolei tak skomentowana przez innego urzędnika: „Nie trzeba uczyć von der Leyen, jak grać w grę o władzę. Zobaczyła próżnię pozostawioną przez stolice europejskie i wskoczyła w nią”.
Zobaczymy jak na to zareagują rządy, które już pokazały pani przewodniczącej, że nie rezygnują ze swojej szczególnej pozycji w Unii Europejskiej, gdy odmówiły jej wysyłania kobiety i mężczyzny na stanowiska komisarzy. To między innymi z tego powodu na tę chwilę mamy w proponowanym składzie tylko 40 procent kobiet. W każdym razie wydaje się, że najciekawsze jeszcze przed nami.
Maciej Zakrocki