„Miło mi powitać Cię, Donaldzie Tusku, dzisiaj w Berlaymont”. „Witamy ponownie w Brukseli”. „Dobrze Cię znów widzieć, Donaldzie”. Tak witali kandydata na nowego premiera w kolejności: Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, Roberta Metsola, stojąca na czele Parlamentu Europejskiego i Manfred Weber, lider Europejskiej Partii Ludowej. Co wynika z tego ciepłego powitania?
Wyraźne westchnienie ulgi po 15 października słychać było w wielu unijnych gmachach i siedzibach większości rządów państw członkowskich. Liczba kłopotów, które sprawiał obecny polski rząd była poważnym problemem, bo z piątym co do potencjału demograficznego państwem UE dobrze jest współpracować, liczyć na niego w poważnych debatach, a nie wojować. Tymczasem staliśmy się powodem nie tylko troski, ale też uruchomienia nieznanych wcześniej środków do ratowania podstawowych wartości Wspólnoty.
Smutny dorobek
Niestety, przejdziemy do historii jako pierwsze państwo wobec którego użyto słynnego artykułu 7 TUE. Stało się to na wniosek Komisji Europejskiej w końcu 2017 roku, która utraciła wtedy wiarę w sens dialogu z polskim rządem i uznała, że groźba stwierdzenia przez rządy Unii zasiadające w Radzie naruszenia wartości Wspólnoty otrzeźwi władzę w Warszawie. Nie mówiąc już o opcji atomowej zapisanej w tymże artykule, czyli pozbawieniu państwa prawa głosu. Tylko niezbyt prestiżowy sojusz z Wiktorem Orbanem, który także poszedł drogą likwidacji rządów prawa, uchronił nas przed tą kompromitacją, bo sankcje zapisane w art.7 wymagają w kluczowym momencie jednomyślności.
To z kolei miało inny, niechlubny skutek. Widząc pat w Radzie i wzajemne wspieranie się rządów Polski i Węgier, zaczęto pracować nad innym mechanizmem, który nazwano „pieniądze za praworządność”. Szukano sposobu, jak wręcz zmusić te rządy do zejścia z obranej drogi, grożąc im wstrzymaniem wypłat z budżetu UE. Zgodność mechanizmu z prawem Wspólnoty potwierdził 22 lutego 2022 roku Trybunał Sprawiedliwości UE, a badał go oczywiście z powodu skargi wysłanej z Warszawy i Budapesztu.
Gdy powstawał wielki, po-pandemiczny fundusz Odbudowy i Odporności wypłaty dla państw także uzależniono od przestrzegania praworządności o czym przekonujemy się do dzisiaj nie mając z Krajowego Planu Odbudowy ani centa. Mówi i pisze się, że Polska i Węgry wniosły ogromny wkład do wzmocnienia idei rządów prawa, a orzecznictwa TSUE wobec tych państw wzbogaciły dorobek prawny Wspólnoty w tej materii. Dzisiaj niezależność sądownictwa, trójpodział władzy, skuteczna walka z korupcją wpisywane są do każdego dokumentu i są na pierwszym planie w toczących się negocjacjach z chętnymi do wstąpienia do Unii Europejskiej.
Warto zauważyć, że „dopinany” właśnie specjalny instrument pomocowy dla Ukrainy w wysokości 50 mld euro został obwarowany wieloma warunkami, mimo wielkiej woli wsparcia dla tego państwa. Gdy w sprawie instrumentu wypowiadał się Parlament Europejski na ostatniej sesji plenarnej, posłowie do rezolucji o szczegółach pomocy wpisali przestrzeganie rządów prawa, zaostrzyli proponowane przez Komisję Europejską przepisy dotyczące zwalczania nadużyć finansowych, korupcji, konfliktów interesów i nieprawidłowości w wykorzystaniu unijnych funduszy. Można ze smutkiem skwitować, że to wszystko „dzięki” rządom w Polsce i na Węgrzech.
Zmiana
Choć ten nasz wkład jest wstydliwy, to w sumie Wspólnocie może się przydać, bo już widać na horyzoncie kolejny kłopot w postaci rządu w Słowacji, całkiem niedawno martwiliśmy się o rządy prawa w Słowenii, trochę też na Malcie. Nie ma zatem tego złego… Ale bez megalomanii można powiedzieć, że jednak Polska to Polska. Lepiej jak duże, ważne, strategicznie położone państwo jest przewidywalnym partnerem i może pomagać naszej Unii iść przez trudny czas, współtworzyć nowe rozwiązania, by Wspólnotę usprawniać i rozwijać.
Przy wspominanych słowach powitania Donalda Tuska w Berlaymont, gmachu KE, Ursula von der Leyen dodała: Rekordowa frekwencja w wyborach, które odbyły się w Polsce 15 października, po raz kolejny pokazała, że Polacy są silnie przywiązani do demokracji. Donald Tusk i ja będziemy dziś rozmawiać o ważnych kwestiach, w których głos Polski jest kluczowy. Z kolei Roberta Metsola, po spotkaniu z byłym szefem Rady Europejskiej napisała w mediach społecznościowych: „Witamy ponownie w Brukseli. Bardzo się cieszę, że udało mi się spotkać po wyborach w Polsce. Możesz liczyć na Parlament Europejski we wspólnej pracy na rzecz silnej Polski i silnej Europy”. I to nie była jedynie kurtuazja.
Akurat dzień przed przyjazdem Donalda Tuska do Brukseli komisja konstytucyjna Parlamentu Europejskiego przyjęła dokument o konieczności reformy UE. 19 posłów było za, sześciu zagłosowało przeciwko, a jeden się wstrzymał. Wśród tych przeciw, był polityk PiS-u Jacek Saryusz-Wolski, ale przynajmniej składał merytoryczne poprawki. Tymczasem inni politycy PiS-u, pewnie nawet nieznający treści dokumentu już straszyli. Antoni Macierewicz jeszcze przed głosowaniem, bo 21 października na zjeździe klubów „Gazety Polskiej” w Spale powiedział, że „w przyszłym tygodniu będzie głosowanie w Parlamencie Europejskim o niepodległości Polski. W przyszłym tygodniu rozpocznie się działanie Unii Europejskiej wspierane przez pana Tuska, wspierane przez jego sojuszników, mające doprowadzić do likwidacji niepodległości Polski„.
Podobnych wypowiedzi ludzi z tego nurtu politycznego było więcej, a wspierająca rząd TVP umieszczała na ekranie „paski”, z których jeden szczególnie pasował do sprawy: czy „Polska będzie niemieckim landem?” Jak tu rozmawiać, gdy po pojawieniu się zaledwie propozycji grupy posłów z jednej komisji PE nakręca się taką aferę? Wystarczy wiedzieć, że inicjatywa Parlamentu to jedynie wezwanie Rady czyli instytucji zrzeszającej rządy do zwołania tzw. Konwentu, który mógłby reformą UE się zająć. Rządy mogą jednak powiedzieć nie, i tyle będzie z tej historii. Żeby było ciekawiej przebywający w Brukseli Donald Tusk odniósł się do pomysłu sceptycznie!
„Wobec wielu zapisów – powiedziałbym przesadnie ambitnych – jestem sceptyczny od samego początku” – przyznał Tusk. „Nam zależy na tym, żeby wzmocnić bardzo jedność Unii w tym kształcie, w jakim ona jest dzisiaj. Te rewolucje ustrojowe nie są Unii potrzebne, moim zdaniem. Niezależnie od stanowiska francuskiego czy niemieckiego, moim zdaniem, w interesie obywateli Europy i państw członkowskich jest to, żeby Europa taka, jaka jest, funkcjonowała znowu sprawnie i żeby była możliwie zjednoczona„.
Nowy głos
Przywołuję tę historię jako symbol możliwej zmiany w naszym kraju, na jaką czeka znakomita większość państw Wspólnoty. Przez 8 lat w umownej Brukseli słyszano tylko nie, bo nie, albo obawiano się szantażu wetem, by zablokować konieczne decyzje. Nowy rząd nie będzie – jak to usiłuje pokazywać Zjednoczona Prawica – mówił „tak, bo tak”, ale będzie przewidywalnym partnerem przy stole. Nie musi się zgadzać, ale może szukać sojuszników do forsowania własnych pomysłów. Dlatego ważne były deklaracje Donalda Tuska, że nowy rząd przywróci praworządność, reguły państwa prawa, znowu stanie się wiarygodnym partnerem. Takim, jakiego wielu europejskich polityków pamięta choćby z czasów polskiej prezydencji w II połowie 2011 roku.
Co z KPO?
Owe deklaracje miały też oczywiście cel praktyczny. Wiadomo było, że Donald Tusk jedzie rozmawiać o pieniądzach z KPO, jak i z Wieloletnich Ram Finansowych, czyli siedmioletniego budżetu Unii. Szczególnie te pierwsze są gorącym tematem, bo Plan Odbudowy zakłada realizację projektów i ich rozliczenie do końca 2026 roku. Tradycyjny budżet przy tzw. formule n+2, a może nawet n+3 może zasilać inwestycje w Polsce nawet do 2030 roku. Wstrzymanie pieniędzy oczywiście wynika z niszczenia praworządności, a ich odblokowanie było obietnicą wyborczą Donalda Tuska. Podczas swej misji w Brukseli były i zapewne przyszły premier zapewniał o woli szybkiej naprawy sytuacji, ale też informował o pewnych ograniczeniach wynikających z możliwości wetowania zmian przez urzędującego Prezydenta.
Dlatego mówił o „umiarkowanym optymizmie” co do współpracy z panem Prezydentem, ale też o dużej gotowości Komisji Europejskiej do „elastyczności” w sprawie KPO. Wspominał po rozmowach także o możliwości wypłat w trakcie procesu wypełniania warunków z KPO, a nie dopiero po ich osiągnięciu przez Polskę. Dokładnie powiedział, że „ Nie będzie potrzebne zakończenie procesu legislacyjnego”. To oczywiście zostało wykorzystane przez rządową propagandę, by raz jeszcze dowodzić, że blokowanie wypłat to była decyzja polityczna, by wpłynąć na przebieg wyborów w Polsce, a nie rzeczywiste oczekiwanie na zmiany prawa w naszym kraju. Z kolei politycy opozycji akcentują z tej wypowiedzi słowo „zakończenie”, dowodząc, że samo złożenie ustaw, rozpoczęcie procesu legislacyjnego może być wystarczającym dowodem dla Brukseli rzeczywistej woli zmian.
Jak ostatecznie będzie musimy poczekać. Ważne, by w Polsce wszystkie procesy wynikające z wyniku wyborów przebiegały bez specjalnych zakłóceń.
Maciej Zakrocki