Światowy rozgłos zdobyło hasło Billa Clintona: „Gospodarka, głupcze” rzucone podczas kampanii prezydenckiej w 1992 roku. Jego autorem był James Carville, który doradzał kandydatowi demokratów i jak się okazało robił to dobrze, bo Clinton wygrał, a samo hasło stało się tak popularne, że w następnych dekadach można było je spotkać w rozmaitych wersjach. Wsłuchując się w obecną debatę o stanie Unii Europejskiej śmiało można dodać nową: „deregulacja, głupcze”!
Ta sama obietnica.
Przeciętny Europejczyk jest przekonany, że Unia Europejska to organizacja, która uwielbia regulacje. Jak z rękawa będzie rzucał przykładami o krzywiźnie bananów czy minimalnej liczbie szczebli w drabinach przemysłowych, by wykazać, że brukselscy biurokraci chyba z nudów wymyślają takie absurdy. Oczywiście znający się na rzeczy doskonale wiedzą skąd się wzięła słynna krzywizna i że w jej określeniu był głęboki sens. Mają też świadomość, że większość regulacji jest przyjmowana w długiej procedurze legislacyjnej i żaden pojedynczy „brukselski biurokrata” nie ustanowi prawa obowiązującego na Wspólnym Rynku. Ale niezależnie od popularności i sensu niektórych regulacji możemy się zgodzić, że jest ich dużo.
Co jakiś czas, szczególnie w okresach kryzysów i spowolnienia wzrostu gospodarczego pojawia się hasło „odchudzenia” księgi norm, zdjęcia z firm i obywateli różnych przepisów, których obecność wydaje się zbędna. Robimy to na poziomie krajowym (patrz ostatnie decyzje polskiego rządu), ale też unijnym.
Po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku wyłoniony został kandydat na szefa Komisji Europejskiej, Luksemburczyk, Jean-Calude Juncker wywodzący się z Europejskiej Partii Ludowej. Był to czas leczenia ran po głębokim kryzysie finansowym, który zachwiał gospodarką światową, a strefę euro wprowadził w stan groźnych turbulencji. Wzrosło bezrobocie, w niektórych państwach w grupie ludzi młodych sięgało 50 procent! W takiej Hiszpanii dla tej kategorii wiekowej stopa bezrobocia w lipcu 2013 roku wynosiła 56,20 procent.
W lipcu 2014 roku przed nowo wybranym Parlamentem Europejskim stanął wspomniany Jean-Claude Juncker i – licząc na poparcie jego kandydatury na szefa Komisji Europejskiej – złożył kilka poważnych obietnic. Jedna z nich brzmiała tak: „Musimy zrobić więcej dla drobnej przedsiębiorczości, przede wszystkim w drodze rozsądnego wyeliminowania nadmiernie biurokratycznych przepisów. Musimy wywiązać się z przestrzegania zasady pomocniczości. Od czasu traktatu z Maastricht mówimy o właściwym stosowaniu zasady pomocniczości. Jednak to, co robimy, jest niewystarczające. Nasze przemówienia trwają dłużej niż nasze wysiłki, aby osiągnąć postępy w eliminowaniu nadmiernej biurokracji i zadbać o to, aby Komisja Europejska – i Unia Europejska – zamiast mieszać się we wszystkie szczegóły i aspekty życia obywateli, zajmowała się faktycznie ważnymi kwestiami europejskimi”.
Plan Junckera
Gdy już został szefem unijnej egzekutywy w listopadzie 2014 roku ogłosił plan pobudzenia unijnej gospodarki, w którym obok utworzenia Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych umożliwiającego zaangażowanie środków publicznych na inwestycje o wartości co najmniej 315 mld euro, pojawił się taki punkt: poprawa otoczenia regulacyjnego dla inwestycji, w tym zwiększenie przejrzystości i jakości regulacji, eliminacja barier utrudniających realizację przedsięwzięć inwestycyjnych oraz reformy strukturalne na poziomie państw członkowskich.
Trzeba przyznać, że sporo w tej dziedzinie udało się jego Komisji zrobić, a symbolem zmiany była ….ilość wody w spłuczkach toalet. 23 lutego 2017 roku podczas przemówienia do studentów na belgijskim Uniwersytecie Katolickim w Louvain-la-Neuve powiedział, że zablokował regulację przygotowaną przez poprzednią Komisję dotyczącą właśnie tych spłuczek. Przekonał swoje kolegium komisarzy, że obywatele sami będą wymuszać na producentach tych ważnych urządzeń takie rozwiązania, by spłuczki zużywały tyle wody ile jest niezbędne, bo to oni w końcu za nią płacą. Na koniec pochwalił się mówiąc: „Poprzednie Komisje co roku uruchamiały 130 inicjatyw ustawodawczych. Moja – 23. Ponadto wycofaliśmy od 80 do 100 dyrektyw z procesu legislacyjnego czyli z Parlamentu i Rady, ponieważ nie chcemy regulować wszystkich aspektów codziennego życia Europejczyków”.
Jak hydra
To był niewątpliwie sukces, a plan Junckera rzeczywiście pomógł europejskiej gospodarce złapać wiatru w żagle. Jednak cechą charakterystyczną każdej biurokracji, czy to krajowej czy unijnej jest jej odrastanie. Komisja Ursuli von der Leyen w jej pierwszej kadencji w roli przewodniczącej wprowadziła na przykład bardzo wiele regulacji dotyczących szeroko rozumianego Zielonego Ładu, nakładając przy okazji na przedsiębiorstwa obowiązek pisania sprawozdań, które miały pokazać w jakim stopniu spełniają one różnego rodzaju normy polityki klimatycznej. Oczywiście tego typu przykładów jest znacznie więcej. Zaczęliśmy dostrzegać, jak gospodarka UE traci na konkurencyjności wobec reszty świata, jak dużo energii poświęcamy na sprawy drugo- i trzeciorzędne. Znane i chętnie cytowane raporty Enrico Letty i Mario Draghiego także wskazywały nadmierną liczbę przepisów, regulacji i sprawozdawczości jako hamulce rozwoju. Stąd kariera słowa „deregulacja”.
22 stycznia tego roku podczas przemówienia w Parlamencie Europejskim otwierającego polską prezydencję premier Donald Tusk mówił: „Naszym zadaniem, formalnie rzecz biorąc, waszym zadaniem, jest regulowanie, wprowadzanie nowych praw. Wiem, ile to wysiłku i odwagi będzie kosztowało, ale apeluję do was, do waszej wyobraźni. Bądźcie w tej kadencji parlamentem, który zdobędzie się na wielki wysiłek deregulacji. Bądźcie odważni, odrzućcie rutynę. Prezydencja polska, jestem przekonany także instytucje europejskie, nie poprzestaniemy już tylko na czytaniu raportów Draghiego i innych ostrzeżeń, tylko weźmiemy się ostro do roboty. To naprawdę będzie wasz pomnik, jeśli będziecie potrafili – inaczej niż to było dotychczas – zaproponować Europie wielką akcję deregulacji, bo od tego będzie zależała nasza konkurencyjność”.
Kolejny plan
Teraz temat pojawił się na Radzie Europejskiej, która będąc najważniejszym organem UE nie ma mocy stanowienia prawa (!), ale której konkluzje są wskazaniem dla Komisji Europejskiej, co ma robić, by było tak, jak sobie rządy państw członkowskich życzą. A życzą sobie co następuje: „Rada Europejska apeluje o podjęcie na wszystkich szczeblach – unijnym, krajowym i regionalnym – wysiłków na rzecz zapewnienia jasnych, prostych, inteligentnych i proinnowacyjnych ram regulacyjnych oraz pilnego radykalnego zmniejszenia obciążeń administracyjnych, regulacyjnych i sprawozdawczych dla przedsiębiorstw i administracji publicznych, bez narażania na szwank przewidywalności, celów polityki, wysokich standardów ani integralności jednolitego rynku”.
Pojawiły się konkretne dane procentowe – ile czego ma być mniej, co musi jednak budzić zastrzeżenia. Bo „odciążanie” chyba nie powinno być zaprojektowane w procentach, tylko z punktu widzenia sensu istnienia danego przepisu. Poza tym można dokonać przeglądu dyrektyw i rozporządzeń po czym zlikwidować nie te najbardziej komplikujące życie firm, tylko te najłatwiejsze do usunięcia. W procentach będzie się zgadzać, ale sytuacja nie musi ulec poprawie. Dobrym przykładem są nieliczne regulacje, które z powodu ich „nieżyciowości” nie są w ogóle stosowane i ….wygasają. Pamiętam, że jak wchodziliśmy do UE w 2004 roku, to mówiło się, że właśnie „wygasła” regulacja dotycząca „dopuszczalnej liczby sęków w deskach przemysłowych”.
W każdym razie teraz Rada:
a) apeluje do Komisji i współprawodawców o działania na rzecz realizacji celu, jakim jest zmniejszenie kosztów wszystkich obciążeń administracyjnych o co najmniej 25 %, a w odniesieniu do MŚP – o co najmniej 35 %;
b) apeluje do Komisji, by w dalszym ciągu prowadziła przegląd dorobku prawnego UE i poddawała ten dorobek testom warunków skrajnych w celu określenia sposobów dalszego uproszczenia i skonsolidowania obowiązujących przepisów;
Ci „współprawodawcy” to członkowie Rady UE i posłanki oraz posłowie do Parlamentu Europejskiego, którzy pracują nad propozycjami legislacyjnymi Komisji Europejskiej, a kiedy ustalą swoje wersje danego dokumentu wszyscy siadają do tzw. trilogu, by wypracować ostateczny, kompromisowy dokument. A wracając do konkluzji to może warto jeszcze przywołać z nich punkt 13 d: Rada „apeluje do współprawodawców, by niezwłocznie, a najpóźniej do czerwca 2025 r., przyjęli wniosek w sprawie mechanizmu tymczasowych odroczeń dotyczącego sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju oraz ich należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju”;
Czekamy, mając nadzieję że niedługo, na konkrety i wtedy będziemy mogli ocenić, czy zapał deregulacyjny przełoży się na rzeczywiste zmiany czy też będą one jedynie „procentowo” zgodne z wolą przywódców państw i rządów. Pamiętajmy też, że unijny gorset krępujący funkcjonowanie firm to nie wszystko, że jest jeszcze krajowy, który także musi zostać poluzowany. Wtedy przestaniemy dyskutować o warunkach koniecznych do poprawy konkurencyjności naszych firm na światowych rynkach, tylko po prostu będziemy konkurencyjni.
Maciej Zakrocki