Biały dym.

01.07.2024

Biały dym.

W 1914 roku po śmierci Piusa X zebrało się konklawe i wybrało kolejnego papieża, Benedykta XV. Po raz pierwszy zastosowano wtedy metodę informowania świata o przebiegu głosowania: gdy z komina nad Kaplicą Sykstyńską wydobywał się czarny dym, wyboru nie dokonano. Gdy pojawił się biały, oznaczało to, że papież został wybrany.

Przypomnienie tej tradycji wzięło się stąd, że w bardzo wielu mediach w nocy z czwartku na piątek w ubiegłym tygodniu można było przeczytać, że wszyscy czekają na biały dym. Żadnego komina nad gmachem Rady Europejskiej nie było, szefowie państw i rządów nie głosują na kartkach jak kardynałowie, które się potem spala, a mimo to zaraz po północy, już w piątek 28 czerwca w depeszach z Brukseli biały dym się pojawił! Już trzymając się tej symboliki można powiedzieć, że do dziennikarzy wyszedł Charles Michel i powiedział: „Habemus”….

Mamy to!

A już całkiem poważnie to powiedział nie po łacinie tylko po francusku tak: „Miło mi poinformować Państwa, że António Costa został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej. Szefowie państw i rządów zaproponowali Ursulę von der Leyen do zachowania przewodnictwa w Komisji przez kolejną kadencję, a Kaję Kallas zaproponowano na stanowisko Wysokiego Przedstawiciela”. Czyli nie było żadnej niespodzianki co do samych kandydatów – byli znani od dawna, ale musiało dojść do zakulisowych umów co do innych, też ważnych stanowisk, np. pierwszego wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, skoro tym razem wskazani wcześniej politycy te nominacje otrzymali.

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie był to wybór jednomyślny. Georgia Meloni, premier Włoch  wstrzymała się od głosu w sprawie Ursuli von der Leyen i głosowała przeciwko António Costa oraz Kaji Kallas. Włoska przywódczyni oświadczyła, że ​​głosowała w ten sposób „z szacunku dla obywateli i sygnałów, jakie otrzymali od nich podczas wyborów. Nadal pracujemy nad przewróceniem Włochom takiej wagi w Europie, na którą zasługują”.

Przekładając to na język praktyczny dała w ten sposób wyraz swojej irytacji, że o podziale głównych stanowisk zdecydowali chadecy, socjaliści i liberałowie. Tymczasem w nowym Parlamencie Europejskim trzecią siłą jest w tej chwili grupa Konserwatystów i Reformatorów, prawicowa rodzina polityczna na czele której stoi …. Georgia Meloni. Poza tym Włochy to trzecia gospodarka Unii Europejskiej i kraj założycielski Wspólnoty, więc ustawienie go poza centrum decyzyjnym w sprawach kluczowych stanowisk było dla pani premier nieco upokarzające. Jeszcze niedawno w jednym czasie mieli szefa Parlamentu Europejskiego Davida Sassoliego i szefową unijnej dyplomacji Federicę Mogherini!

Miał tego świadomość Donald Tusk, który był w niedużym gronie negocjatorów stanowisk. Dlatego po szczycie wyraźnie starał się wyciągać dłoń do Giorgii Meloni. „Wszyscy rozumiemy, jak wielkie znaczenie dla solidarności europejskiej ma stanowisko Włoch i Giorgia Meloni za każdym razem świetnie zdaje ten egzamin solidarności europejskiej i wzajemnej lojalności, w szczególności jeśli chodzi o kwestie ukraińskie” – mówił premier.  I przyznał, że po poprzednim szczycie, 17 czerwca, na którym negocjowane były te stanowiska w UE, atmosfera nie była najlepsza w związku z tym, że propozycje personalne były negocjowane bez udziału pani premier.

Był też drugi niezadowolony, ale w tym przypadku jakoś specjalnie się tym nie przejmowano. Chodzi o Wiktora Orbana, który głosował przeciwko von der Leyen, wstrzymał się w sprawie Kallas i poparł Costę. „Europejska Partia Ludowa zbudowała koalicję z socjalistami i liberałami, koalicję na kłamstwach i nieuczciwości. Nie możemy poprzeć i nie poprzemy tego haniebnego porozumienia. Nie na to głosowali Europejczycy!” – napisał węgierski premier jeszcze przed rozpoczęciem dyskusji. I pomyśleć, że z taką retoryką rząd węgierski zaczyna prezydencję, czyli przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej….

Czy to dobre decyzje dla Polski?

Jeśli spojrzymy na nasze priorytety to w sumie tak. Może jeśli chodzi o byłego premiera Portugalii to jego obecność na czele Rady UE nie ma jakiegoś specjalnego dla nas znaczenia. Może jedynie to, że ten zagorzały socjalista, związkowiec będzie skutecznym hamulcowym dla tych członków Rady, którzy będą wnosić do niej więcej anty-unijnej agendy. A będzie takich chętnych niestety coraz więcej, bo nie da się ukryć, że te siły polityczne zdobywają coraz więcej władzy w europejskich państwach.

Natomiast pozostałe osoby napawają nadzieją. Donald Tusk o Kaji Kallas w roli szefowej unijnej dyplomacji mówił tak: „Kaja Kallas, nasza kandydatka z regionu, będzie ministrem spraw zagranicznych Unii Europejskiej. Dla mnie to było bardzo ważne, żeby Kaja Kallas otrzymała tę nominację. Jej poglądy w sprawach nas interesujących, czyli Rosji, Białorusi, Ukrainy, a także rozszerzenia Unii Europejskiej, to praktycznie jeden do jednego polskie stanowisko”.

 Trzeba przyznać, że realny wpływ Wysokiego Komisarza ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa na politykę zagraniczną Unii jako całości jest ograniczony, bo państwa członkowskie chcą zachować w tej dziedzinie jak najwięcej kompetencji dla siebie. Niemniej jednak osoba z charyzmą, silną osobowością może tak prezentować głos Unii na globalnej scenie, że będzie on usłyszany. Kaja Kallas na pewno wyrazistą polityczką jest, co nie raz udowodniła. Jej stanowisko wobec polityki dzisiejszej Rosji irytuje Kreml do tego stopnia, że wpisano ją na listę przestępców rosyjskiego MSW. A po jej wyborze rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że Kaja Kallas „nie wykazała jeszcze skłonności dyplomatycznych” i „jest wśród nas dobrze znana ze swoich absolutnie nieprzejednanych, a czasem wręcz wściekle rusofobicznych wypowiedzi„. Co za znakomita rekomendacja!

VDL 2.0

Jeśli chodzi o Ursulę von der Leyen to z pewnością mamy do czynienia z osobą także wpisującą się w główny nurt priorytetów polskiej polityki. Od wybuchu pełnoskalowej wojny jest orędowniczką jak najszerszej współpracy z Ukrainą, pomagania walczącemu państwu finansowo, militarnie czy humanitarnie. Kilkakrotnie odwiedziła nie tylko Kijów, ale też tak symboliczne miejsca jak Bucza. Te wizyty coś w niej zostawiły, jakiś rodzaj traumy i determinacji w przyciąganiu Ukrainy do europejskiej rodziny. Komisja Europejska pod jej kierownictwem została zaangażowana do pomocy władzom w Kijowie w opracowaniu niezbędnych dokumentów, projektów ustaw, by Ukraina mogła przejść od układu stowarzyszeniowego do perspektywy członkostwa.

To bez wątpienia zasługą Ursuli von der Leyen jest doprowadzenie do otwarcia negocjacji akcesyjnych, co formalnie stało się 25 czerwca. Jest też ona obok Charlesa Michela sygnatariuszką umowy o bezpieczeństwie, którą podpisano przy okazji ostatniego szczytu, na który do Brukseli przyjechał Wołodymyr Zełenski. Jak potem ukraiński prezydent napisał na platformie X ta umowa „po raz pierwszy zobowiąże wszystkie 27 państw członkowskich do zapewnienia Ukrainie szerokiego wsparcia, nie zważając na jakiekolwiek wewnętrzne zmiany instytucjonalne„. Umowa dotyczy zobowiązania do dalszych dostaw broni, szkolenia żołnierzy Zbrojnych Sił Ukrainy, wsparcia reformy obronnej, współpracy wywiadowczej, przemysłów zbrojeniowych i na rzecz bezpieczeństwa cyfrowego. Państwa UE zobowiązały się także do wsparcia Ukrainy w jej rozminowaniu i odbudowie, dalszego udzielania schronienia ukraińskim uciekinierom i wielu innych ważnych spraw.

Nie tylko Wschód.

Poza tak ważną dla nas polityką wschodnią, twardym stanowiskiem wobec Rosji, Ursula von der Leyen jest gwarantem rozwoju Unii Obronnej. Już wiele zrobiła w czasie tej kadencji, a zapowiada, że to dopiero początek. Przypominam, co mówiła kilka tygodni tego na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach: „Najlepsza inwestycja to inwestycja we własne bezpieczeństwo. Znajdujemy się w czasie, gdy ponownie zaczyna się wyścig zbrojeń. Powinniśmy produkować takie zdolności operacyjne, żeby wygrywać bitwy. Oznacza to turbodoładowanie przemysłu obronnego w trakcie najbliższej pięciolatki, musimy wydawać środki europejskie na zbrojenia. Jeśli zostanę przewodniczącą, to zaproponuję kilka projektów obronnych realizowanych na terenie Europy”.  Złożyła też inne, ważne zobowiązanie: „Chciałabym ogłosić podczas kolejnej kadencji powołanie stanowiska komisarza ds. obronności, którego zadaniem byłoby koordynowanie działań wspólnego rynku europejskiego w obszarze przemysłu zbrojeniowego – tak, żeby móc obronić Europę i żebyśmy byli pewni, że pokój na trwałe zagości w Europie”. Wszystko to wyjście naprzeciw naszym interesom.

Jest wreszcie trzeci, ważny element. Ursula von der Leyen ma bardzo dobre relacje z … Donaldem Tuskiem. Nasza dzisiejsza opozycja grzmi, że to z tego powodu pieniądze dla Polski najpierw były przez nią blokowane, by pomóc Tuskowi wygrać wybory, a potem  zostały odblokowane, by premier mógł się pochwalić swoją skutecznością. Faktem jest, że podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej w Bukareszcie w marcu tego roku Donald Tusk gorąco poparł szefową Komisji w jej walce o drugą kadencję, a w rozmowie ze mną nazwał ją „przyjaciółką Polski”. Faktem jest, że Komisja Europejska odblokowała pieniądze bez wejścia w życie ustaw przywracających w pełni praworządność, a jedynie na podstawie „planu Bodnara” czyli zobowiązania, że praworządność będzie naprawiona. Ale taka jest polityka i  truizmem jest dowodzić, że bezpośrednie, dobre relacje między politykami są na wagę złota.

To jednak nie koniec gry.

Pamiętajmy jednak, że o pozostaniu Ursuli von der Leyen na drugą kadencję przesądzi Parlament Europejski. Już 18 lipca na pierwszej po wyborach sesji plenarnej w Strasburgu odbędzie się głosowanie nad jej kandydaturą. 5 lat temu przeszła 9-cioma głosami, w tym części posłów z grupy Konserwatystów i Reformatorów (między innymi PiS na nią zagłosował). Tym razem, szczególnie po tym jak liderzy potraktowali Giorgię Meloni na głosy EKR-u chyba liczyć nie może. Czy zdobędzie zatem więcej niż 361 głosów? Miejmy nadzieję, że tak, bo kolejny kryzys, tym razem polityczny i instytucjonalny naszej UE nie jest dzisiaj  potrzebny. Będziemy czekać na biały dym, tym razem nad gmachem Parlamentu Europejskiego w Strasburgu….

Maciej Zakrocki

 

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL