Aż trudno uwierzyć, że gorący patrioci, dumni z ponad tysiącletniej historii naszego państwa uważają, iż wystarczy tak niewiele, byśmy …. zniknęli. Tak się ma stać za sprawą możliwych zmian w unijnych traktatach, o których obecnie dyskutuje Parlament Europejski. Problem w tym, że do faktycznej zmiany droga jest daleka, czasochłonna i w dzisiejszych warunkach politycznych niemożliwa do przebycia. To o co chodzi?
Tak się zaczęło.
Trzy instytucje UE, a więc Parlament, Komisja i Rada podjęły wspólną decyzję o powołaniu Konferencji o Przyszłości Europy. Jej przebieg zakłóciła pandemia, ale ostatecznie udało się między marcem 2021 a majem 2022 ją przeprowadzić. W dziesiątkach debat, paneli, na specjalnej platformie cyfrowej przedstawiciele przeróżnych środowisk i organizacji, politycy, a także tzw. zwykli ludzie mówili o tym, jak sobie wyobrażają lepszą Unię Europejską. Co w niej poprawić, by działała sprawniej, by obywatele mieli poczucie jej bliskości i tego, że instytucje Wspólnoty działają w ich imieniu, a nie są odległą biurokracją?
Te głosy, wnioski udało się zawrzeć w ponad 150 rekomendacjach, a niektóre z nich, by zostały wcielone w życie, wymagałyby właśnie zmian traktatowych. Stąd postulat, by korzystając z art. 48 obecnego Traktatu o UE uruchomić proces do takiej zmiany prowadzący. Wspomniany artykuł w paragrafie 2 stanowi, że „rząd każdego Państwa Członkowskiego, Parlament Europejski lub Komisja mogą przedkładać Radzie propozycje zmiany Traktatów”. W kolejnym paragrafie natomiast czytamy: „Jeżeli Rada Europejska, po konsultacji z Parlamentem Europejskim i Komisją, podejmie zwykłą większością decyzję, w której opowie się za rozpatrzeniem proponowanych zmian, przewodniczący Rady Europejskiej zwołuje konwent złożony z przedstawicieli parlamentów narodowych, szefów państw lub rządów Państw Członkowskich, Parlamentu Europejskiego i Komisji”.
Odpowiedź PE.
Posłowie do Parlamentu Europejskiego z komisji konstytucyjnej (AFCO) skorzystali z paragrafu 2 i postanowili napisać dokument, który byłby punktem startu do dalszych działań. Wyznaczyli sześciu „współsprawozdawców” z grup politycznych i zabrali się do pracy, korzystając z rekomendacji Konferencji o Przyszłości Europy, różnych opracowań europejskich think tanków na ten temat, jak i z opinii kolegów z 11 innych komisji parlamentarnych. W wyniku ich pracy powstało „Sprawozdanie w sprawie wniosków Parlamentu Europejskiego dotyczących zmiany Traktatów”, które komisja AFCO przyjęła w połowie września.
Ciekawostką był fakt, że wśród tych sześciu współsprawozdawców był też Jacek Saryusz-Wolski, obecnie polityk PiS-u, który w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów firmował i popierał te prace. Gdy z nieukrywanym zdziwieniem o tym fakcie poinformował wpływowy portal POLITICO pan poseł wycofał swoje poparcie i napisał do pozostałych autorów, że propozycja jest “całkowicie nieprzemyślanym i nieproporcjonalnym przesunięciem procesu decyzyjnego w kierunku wysoce scentralizowanych struktur wymykających się demokratycznej kontroli“.
W każdym razie zgodnie z procedurą, przyjęty przez komisję AFCO dokument został przekazany do parlamentarnej „obróbki” i zostanie poddany głosowaniu na sesji plenarnej PE w Strasburgu 22 listopada.
Stracimy niepodległość?
I tu wracamy do polskiej polityki wprost, bo właśnie to głosowanie od kilku dni jest zapowiadane przez ciągle rządzący obóz, jako prawdziwy test polskości opozycji, która szykuje się do rządzenia. Jeśli posłowie z KO, Trzeciej Drogi i Lewicy zagłosują za, będzie to jeszcze jednym dowodem na ich brak patriotyzmu i sygnałem ostrzegawczym dla Polaków: nowe władze będą zmierzały do anihilacji Polski. Jak mówił Jarosław Kaczyński 11 listopada: „Po tym traktacie, jeśli on wejdzie, Polska nie będzie już w żadnym wypadku krajem niepodległym, suwerennym, i w ogóle nie będzie państwem. To będzie teren zamieszkania Polaków zarządzany z zewnątrz”.
Z dalszego wywodu pana prezesa wynikało, że Unia ze zmienionymi traktatami wg pomysłów z komisji AFCO wejdzie we władanie dwóch państw: Francji i Niemiec. Ich “dominacja” będzie podzielona geograficznie. „Nasza część Europy przypadnie Niemcom, a bardziej południowa część Francji”. Jarosław Kaczyński dalej żalił się, że “niestety” wielu Polaków wierzy “w bajkę o dobrych Niemcach” i przekonywał, że Berlin nigdy nie chciał niepodległej Polski. No i będziemy zmuszeni przyjąć euro. „Oznacza to spadek stopy życiowej i to, co w Słowacji. Słowacja była kiedyś przed Polską, doganiała Unię Europejską i zaczęła się w tym procesie cofać. Dzisiaj jest wyraźnie za Polską”. No cóż, wg ogólnie dostępnych danych, np. PKB Słowacji na głowę w 2022 roku wynosił 18876 USD, a w Polsce 16705, ale może to nic specjalnie nie znaczy…
Nie tak szybko…
W ogóle trudno jest znaleźć dowody na powyższe tezy, nie mówiąc już o tym, co podkreśliłem wyżej, że to tylko dokument, który nie wiemy jeszcze w jakim ostatecznym kształcie „wyjdzie” z PE, a który będzie jedynie wezwaniem, by Rada uruchomiła procedurę prowadząca do Konwentu, a potem do Konferencji Międzyrządowej.
Gdy tylko posłowie wrzucili ten temat do unijnej agendy pojawiły się głosy z Rady, a więc instytucji zrzeszającej rządy, że co najmniej kilka nie jest zainteresowanych „grzebaniem” w traktatach i być może temat umrze śmiercią naturalną. Warto też przypomnieć, że największy wróg PiS-u czyli Donald Tusk, oskarżany o wszystkie możliwe grzechy i działanie na rzecz Niemiec pytany o sprawę powiedział podczas swojej ostatniej wyprawy do Brukseli: “Wobec wielu zapisów – powiedziałbym przesadnie ambitnych – jestem sceptyczny od samego początku“. I dalej:
“Nam zależy na tym, żeby wzmocnić bardzo jedność Unii w tym kształcie, w jakim ona jest dzisiaj. Te rewolucje ustrojowe nie są Unii potrzebne, moim zdaniem. Niezależnie od stanowiska francuskiego czy niemieckiego, moim zdaniem, w interesie obywateli Europy i państw członkowskich jest to, żeby Europa taka, jaka jest, funkcjonowała znowu sprawnie i żeby była możliwie zjednoczona“.
Przekaz obowiązkowy.
Problem w tym, że jak Jarosław Kaczyński postawi jakąś tezę, to żeby nie wiem ile wskazać dowodów jej przeczących, to będzie ona podchwycona i dalej propagowana. Podczas pierwszego posiedzenia sejmu X kadencji premier Mateusz Morawiecki podawał rząd do dymisji. Skorzystał z okazji, by pójść śladem prezesa i także postraszyć grożącymi zmianami. Pojawiły się w tym wystąpieniu tezy, które u każdego muszą wywołać strach. Premier mówił o poprawkach podając ich konkretne numery, co miało uwiarygodnić jego przekaz. „Poprawka 117. Szczególnie istotny i czuły szczegół, ponieważ dotyczy naszych dzieci. Nie wiem, czy macie świadomość państwo, że Unia będzie mogła narzucić Polsce rozwiązania, które ułatwią wywożenie naszych dzieci za granicę naszego kraju pod pretekstem współpracy sądowej”.
Przyjrzyjmy się tej sprawie sięgając do dokumentu. Mamy podaną treść wskazanego artykułu 81 paragraf 3 w Traktacie o Funkcjonowaniu UE, który brzmi: „Na zasadzie odstępstwa od ustępu 2, środki dotyczące prawa rodzinnego mające skutki transgraniczne są ustanawiane przez Radę stanowiącą zgodnie ze specjalną procedurą ustawodawczą. Rada stanowi jednomyślnie po konsultacji z Parlamentem Europejskim”. A jak wygląda poprawka 117, która tak zbulwersowała pana premiera? „Niezależnie od ust. 2 środki dotyczące prawa rodzinnego mające skutki transgraniczne ustanawiają Parlament Europejski i Rada, stanowiąc zgodnie ze zwykłą procedurą ustawodawczą”. Także poprawka 118 odnosząca się do art. 81 nic nie mówi o dzieciach…. Trzeba mieć sporo złej woli, by coś takiego wydedukować z poprawki 119. Otóż w obecnym TFUE w omawianym artykule 81, paragrafie 3 w akapicie 2 i 3 jest napisane tak:
Rada, na wniosek Komisji, może przyjąć decyzję określającą te aspekty prawa rodzinnego mające skutki transgraniczne, które mogą być przedmiotem aktów przyjmowanych w drodze zwykłej procedury ustawodawczej. Rada stanowi jednomyślnie po konsultacji z Parlamentem Europejskim.
Wniosek, o którym mowa w akapicie drugim, jest przekazywany parlamentom narodowym. W przypadku gdy parlament narodowy notyfikuje swój sprzeciw w terminie sześciu miesięcy od takiego przekazania, decyzja nie zostaje przyjęta. W przypadku braku sprzeciwu Rada może przyjąć taką decyzję.
W propozycji komisji AFCO w poprawce 119 proponuje się usunąć te akapity, czyli wyłączyć z procedury parlamenty narodowe. To wszystko. Czy to uprawnia do zdania: „Unia będzie mogła narzucić Polsce rozwiązania, które ułatwią wywożenie naszych dzieci za granicę naszego kraju pod pretekstem współpracy sądowej”.
To o co chodzi?
Tak można przeanalizować wszystkie „strachy” przedstawione przez pana premiera. Ale któż chciałby to robić, wczytywać się w dokument, obecny TFUE i proponowane poprawki? Ważne, że przekaz poszedł w Polskę i że można znowu straszyć Unią, jako czymś zewnętrznym wobec Polski, a nie naszą organizacją, którą współtworzymy.
Pojawiła się teza, że to pomysł PiS-u na czas po przegranych de facto wyborach. Podobno teraz będzie „utwardzał” najwierniejszy elektorat, walczył o wyborców Konfederacji i zwolenników Solidarnej Polski. Co to ma dać przed wyborami samorządowymi, kiedy samorządy czekają na unijne pieniądze? Co przed europejskimi 9 czerwca przyszłego roku? Nie nasze zmartwienie. Warto jednak, by nowa ekipa rządząca włączyła się do dyskusji o przyszłości UE. Nie tak jak obecna, która zapowiadała napisanie własnej propozycji traktatów, był już podobno jakiś ekspert, który zaczął pisać, ale nikt go nigdy nie poznał, ani nie zobaczył efektów jego pracy.
Tej dyskusji się nie zatrzyma. Unia Europejska będzie się rozszerzać, będzie się zmieniać, bo tak było zawsze. Czy zmieniając traktaty? Wydaje się, że to nie nastąpi prędko, ale trzeba przynajmniej aktywnie uczestniczyć w dyskusji. Inaczej rzeczywiście dojdzie do anihilacji Polaków, ale tylko przy stole, przy którym inni napiszą przyszłość naszej Wspólnoty.
Maciej Zakrocki