M.S.
Józef Sarnecki, członek Loży Założycieli BCC
Moja pasja żeglarska rozpoczęła się w Szwecji w 1979 r., gdy szukałem sposobu na podreperowanie domowego budżetu i wyjechałem, żeby zbierać truskawki. Później z grupą Szwedów pracowałem w firmie szkutniczej przy produkcji jachtów. Praca nie była łatwa, harowałem nawet 18 godzin na dobę, a Szwedzi mnie bardzo polubili i zaczęli zapraszać w weekendy nad jezioro, gdzie mieli swoje łodzie. Wtedy nie byłem z tego zadowolony, bo byłem zmęczony pracą. Szwedzi mnie tak cenili, że nawet zaproponowali, żebym został na stałe.
W końcu jednak wróciłem do kraju i zająłem się swoim życiem zawodowym. Potem przyszedł czas na własną firmę, a pracy i pomysłów było zawsze dużo. Żeglarska przeszłość przypomniała o sobie, gdy w 1989 r. znajomy zaprosił mnie nad jezioro, by pochwalić się jachtem. Postanowiłem kupić własną łódź, nieduży jacht typu Venus, który otrzymał nazwę Sarna. Od tego czasu zawsze znajdowałem czas na kontynuowanie mojej pasji. Ukończyłem kursy żeglarskie, a dziś jestem Morskim Kapitanem Jachtowym i Motorowodnym. Szlify żeglarskie nabierałem na takich jachtach jak Gedania, Pogoria czy Zawisza.
W moim pierwszym jachcie byłem zakochany, bo spełniłem swoje marzenia o żeglarstwie, ale przyszedł czas, że rozglądałem się za większą łodzią i tu przydały się umiejętności sprzed lat. Zgodnie z moimi wskazówkami i propozycjami został zbudowany mój drugi jacht, prawie ośmiometrowy model Tango Family, nazwany Appasionata.
Żeglowanie to nie tylko pasja na czas wakacji. Dla mnie to również sposób na dojazdy do własnej firmy, bo od kwietnia do listopada często pływam do pracy własną łodzią. Mieszkam w centrum miasta i tam cumuję łódź. W ostatnim roku pokonując odległość z domu do pracy i z powrotem pokonałem ok. 1500 km, bez świateł i bez korków na ulicy.
Jednostka, którą pływam do pracy to jedenastometrowa łódź holenderska wykonana z mahoniu. Nabyłem ją szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wyremontowałem, upiększyłem i nazwałem Józefówka.
Moja pasja i marzenia o żeglarstwie sprawiły, że udało mi się wybudować przystań z pływającym pomostem. Pomogła mi w tym wcześniejsza decyzja o kupnie terenu pod siedzibę firmy. Lokalizacja UNI-TECH-u nie jest bowiem przypadkowa, znajdował się tu kiedyś port drzewny do spławiania drewna. Jest to trasa wodna E 70 z Kaliningradu do Rotterdamu. Infrastruktura sama rodzi różne plany i pomysły. Chcę tu stworzyć przystań z prawdziwego zdarzenia dla ponad stu jednostek pływających. Myślę, że skorzysta na tym wielu wodniaków.
Dla mnie żeglarstwo to nie tylko wielka pasja i hobby, ale również moja ścieżka życia, po której codziennie stąpam. Żeglarstwo jest dla ludzi twardych i zdyscyplinowanych, bo trzeba umieć podejmować trudne decyzje, stawiać czoła niebezpieczeństwom i być odpowiedzialnym nie tylko za siebie. To tak samo jak być przedsiębiorcą, właścicielem firmy. Jeśli sprawdzisz się na wodzie to poradzisz sobie w biznesie.
W najbliższym czasie planuję kolejną morską przygodę, by w gronie przyjaciół opłynąć Karaiby. Mam nadzieję, że plany się spełnią, a ja będę bogatszy o nowe doświadczenia.