„Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny”. To znane przez wielu – nawet w łacińskim oryginale przysłowie – pochodzi z prologu do dzieła „O sztuce wojennej” niejakiego Wegecjusza, historyka rzymskiego z IV w. n.e. Przez wieki było przywoływane, jako mądrość, którą należy się kierować, by zachować pokój. Dzisiaj sięgnęła po nią nasza Unia Europejska.
Zróbmy coś…
Choć o potrzebie budowy Unii Obronnej mówi się od lat, choć po wybuchu gorącej wojny w Ukrainie ta dyskusja się nasiliła, to dopiero teraz mamy do czynienia z poważnym potraktowaniem tematu. Wszystko dzięki …. Donaldowi Trumpowi, który z jednej strony przeraża swoimi pomysłami, ale z drugiej nie zostawia już wątpliwości, że Europa musi większym stopniu o siebie zadbać. Także z punktu widzenia siły militarnej. Stąd karierę robi współczesna wersja starożytnego przysłowia: Pokój przez siłę.
Gdy dowiedzieliśmy się, że administracja amerykańska postanowiła wstrzymać pomoc wojskową dla Ukrainy, że nawet zdalnie może wyłączyć sprzęt, który już tam jest, pojawił się autentyczny lęk, że Rosja teraz tę wojnę na polu walki może wygrać. Zaraz doszła druga zatrważająca wiadomość, że i dane wywiadowcze z amerykańskich systemów, tak ważne dla prowadzenia wojny, także nie będą już armii ukraińskiej przekazywane. „Bez cybertechnologii amerykańskiej i bez danych wywiadowczych Ukraińcy nie mieliby ani wiedzy, ani możliwości tak skutecznego jak dotychczas planowania i wykonywania operacji bojowych i na froncie i w głębi Federacji Rosyjskiej” — mówił w rozmowie z Onetem prof. Dariusz Kozerawski, pułkownik rezerwy w stanie spoczynku.
To po tych doniesieniach premier Donald Tusk mówił o potrzebie zapięcia pasów, bo wchodzimy w strefę turbulencji. A już w poważniejszym tonie napisał ze specjalnego szczytu Rady Europejskiej w minioną środę: “Wojna, niepewność geopolityczna i nowy wyścig zbrojeń rozpoczęty przez Putina sprawiły, że Europa nie ma wyboru. Europa musi być gotowa na ten wyścig, a Rosja przegra go jak Związek Radziecki 40 lat temu. Od dziś Europa zbroi się mądrzej i szybciej niż Rosja“.
Jeszcze przed szczytem z różnych stron padły zdania świadczące o zrozumieniu powagi sytuacji. Niemiecki kanclerz-elekt Friedrich Merz jasno powiedział, że musimy „pomóc UE naprawdę osiągnąć niezależność od USA”, a prezydent Emanuel Macron zaproponował dyskusję o rozciągnięciu francuskiego parasola atomowego nad zainteresowanymi państwami Europy. I już w czwartek premier Tusk powiedział, że Polska „prowadzi poważne rozmowy” z Francją na temat ochrony pod francuskim parasolem atomowym. Dodał także, że „Polska musi sięgnąć po najnowocześniejsze zdolności, także te związane z bronią jądrową i nowoczesną bronią niekonwencjonalną… to wyścig o bezpieczeństwo, a nie o wojnę”.
„Rearm Europe”
W miniony wtorek Komisja Europejska przedstawiła plan, którego nazwa dobrze brzmi po angielsku, bo krótko i obrazowo, tymczasem po polsku to byłoby: Europa musi się ponownie uzbroić. W każdym razie o to chodzi. W planie znalazły się ciekawe propozycje. Po pierwsze uruchomienie „klauzuli wyjścia” (escape clause). To przepis wprowadzony w życie w 2011 roku pozwalający państwu na zgodne z ustalonym porządkiem, tymczasowe odstępstwo od zasad trzymania w ryzach deficytu budżetowego zapisanych w Pakcie Stabilności i Wzrostu. Jak mówiła Ursula von der Leyen: „Pozwoli to państwom członkowskim na większą elastyczność fiskalną, której potrzebują i da im przestrzeń do inwestowania w obronę – natychmiast i w znacznym stopniu. To jest bezprecedensowe. Jeśli zostanie w pełni wykorzystane, może odblokować do 650 miliardów euro wydatków na obronę”.
Po drugie stworzony zostanie nowy instrument finansowy w postaci 150 mld EUR pożyczek na inwestycje w obronność na 5 lat. Komisja chce tę kwotę pożyczyć pod zastaw siedmioletniego budżetu UE, a następnie te pieniądze pożyczyłaby poszczególnym rządom, a one ostatecznie musiałyby ją spłacić. Premier Tusk zapewniał w piątek w Sejmie, że tu będą „ujemne stopy procentowe” i że w związku z tym warto z tego skorzystać. Zdaniem Komisji Europejskiej pieniądze te mogłyby zostać wykorzystane na zakup artylerii, pocisków, amunicji, dronów i systemów antydronowych, a także umożliwiłyby krajom UE wysyłanie broni do Kijowa. Pozwoliłoby to rządom „znacznie zwiększyć wsparcie dla Ukrainy” – zachęcała Ursula von der Leyen.
Malkontenci zauważyli, że 150 mld EUR na pięć lat na 27 państw to mało, bo przecież budżet obronny USA na ten rok to 883 mld dolarów! To fakt, ale też trzeba pamiętać, że to „pieniądze wspólnotowe”, dodatkowe, niezależne od wydatków poszczególnych państw na zbrojenia. Tym bardziej, że w propozycji Komisji mamy kolejne elementy, które – jak na zawołanie – mają w sumie dać na obronę Unii 800 mld EUR. Chodzi bowiem też o mobilizację kapitału prywatnego poprzez przyspieszenie budowy Unii Oszczędnościowo-Inwestycyjnej i za pośrednictwem Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Jeśli chodzi o ten pierwszy element to warto przypomnieć, że to „polski” temat.
Polski wkład.
7 marca odbyło się spotkanie ministra finansów Andrzeja Domańskiego z komisarz UE ds. usług finansowych oraz unii oszczędności i inwestycji Marią Luís Albuquerque. Po nim nasz minister zapewniał, że jest konsensus co do „poważnych zmian na europejskich rynkach kapitałowych. Do wykorzystania pozostaje 1,4 bln euro oszczędności w UE”. I przypomniał, że „Te ogromne potrzeby [inwestycji w obronność] są jednym z powodów, dla których my, jako obecna prezydencja, kładziemy tak duży nacisk na budowę, pogłębianie unii oszczędnościowo-inwestycyjnej. Jesteśmy gotowi do tego, aby w trakcie naszej prezydencji przyspieszyć dyskusję na ten temat i ostatecznie rozpocząć prace w wielu kluczowych obszarach, o czym rozmawialiśmy dziś z panią komisarz. Uzgodniliśmy w trakcie dzisiejszego spotkania, że za miesiąc w trakcie nieformalnego posiedzenia Rady EcoFin w Warszawie, razem ze wszystkimi ministrami finansów państw członkowskich, ustalimy dalsze kroki. Będziemy dyskutować na temat budowy i rozwoju unii oszczędnościowo-inwestycyjnej”. Czyli jest okazja, by coś ważnego po polskiej prezydencji zostało.
Tu zachęcam, by nasze firmy, także z sektora MŚP trzymały rękę na pulsie. Będą bowiem pieniądze do uruchomienia przez prywatnych inwestorów. Ursula von der Leyen podkreślała, że „kluczowe jest również, aby Europejski Bank Inwestycyjny zmienił i zaktualizował swoje wzorce udzielania pożyczek. Musimy upewnić się, że nasz przemysł zbrojeniowy, w szczególności nasze innowacyjne start-upy i spółki o średniej kapitalizacji, mają pełny dostęp do finansowania”.
Wygląda też na to, że zostało (zostanie) trochę pieniędzy z KPO przyznanych wszystkim państwom UE. Urzędnicy Komisji Europejskiej podpowiadają, że część pieniędzy na zbrojenia mogłoby pochodzić z 93 miliardów euro nieodebranych pożyczek udzielonych w ramach funduszu odbudowy UE po pandemii COVID. Co więcej, sięgnięcie po nie wymagałoby decyzji zwykłej większości państw, a nie jednomyślności, co zwykle utrudnia podjęcie decyzji. Niestety, pomysł nie znalazł się w konkluzjach ze specjalnego szczytu, czyli go formalnie nie ma. Ale może wróci.
Buy European!
Nie ma też w dokumencie po szczycie zapisu, który zobowiązywałby państwa do wydawania unijnych pieniędzy jedynie na unijnym rynku. W tej sprawie jest spór, choć wielu nie bardzo rozumie dlaczego. Skoro Donald Trump robi to, co robi, skoro nasz wysiłek wynika z jego niechęci wobec UE, skoro europejscy podatnicy mają się składać na działania wspólnotowe, to dlaczego mamy wydawać nasze pieniądze w amerykańskich firmach? Trump by tak nie postąpił, bo przecież „America first”. Rząd Francji bardzo naciska w tej sprawie, by „kupować europejskie”, ale niektórzy uważają, że nie mamy na naszym rynku wszystkiego, co niezbędne, a poza tym niektóre zakupy muszą być zrobione teraz, a firmy europejskiej nie mają zapasów w magazynach. Zakupy np. w Korei Południowej przez poprzedni polski rząd były właśnie tym argumentem uzasadniane.
Brak tego zobowiązania w konkluzjach spowodował reakcję między innymi posła Daniela Freunda z grupy Zielonych w Komisji Kontroli Budżetowej Parlamentu Europejskiego, który zamieścił w sieci oświadczenie: „Potrzebujemy Europejskiej Unii Obrony. Nie możemy już polegać na USA w kwestii naszego bezpieczeństwa. To właściwy ruch, aby zmobilizować niezbędne inwestycje, aby demokracja Europy była odporna na zagrożenia zewnętrzne (…). Europejskie pieniądze muszą zostać przeznaczone na prawdziwie europejską strategię obronną. Oznacza to: europejskie planowanie, europejskie zamówienia i europejską koordynację w kwestiach obronnych”. Z pewnością nie jest to głos odosobniony.
Ze spójności?
Jest natomiast i w propozycji KE i w konkluzjach Rady sugestia, że można będzie sięgać po pieniądze z … funduszu spójności, w którym są pieniądze z Wieloletnich Ram Finansowych. Ursula von der Leyen mówiła o tym tak: „Chodzi o możliwość przekierowania środków z istniejącego budżetu Unii na obronę. Tutaj nacisk kładzie się na fundusz spójności. Podkreślam, jest to dobrowolna możliwość. Jeśli chcesz uelastycznić fundusze spójności, możesz przekierować je na sprawy obronne”. Mimo zapewnieniu o dobrowolności natychmiast pojawiła się reakcja nowej przewodniczącej Komitetu Regionów Kata Tüttő, która powiedziała, że przekierowanie funduszy ze spójności na obronność byłoby „katastrofalnym błędem”. „Europa potrzebuje obu. Osłabienie spójności osłabia zdolność Europy do utrzymania silnych i odpornych regionów w obliczu rosnącej niestabilności”.
Przypomnę, że Rada Europejska nie podejmuje decyzji prawnie wiążących. Ale jako najważniejszy organ UE wytycza kierunki i zobowiązuje unijnych legislatorów do pracy. Komisja Europejska ma przygotować szczegółowy plan. Dlatego w konkluzjach czytamy: „Rada Europejska oczekuje na białą księgę w sprawie przyszłości obronności europejskiej, w tym na zawarte w niej dodatkowe elementy i warianty służące znacznemu zwiększeniu finansowania europejskiej obronności i wzmocnieniu europejskiej bazy technologiczno-przemysłowej sektora obronnego”. Przewodnicząca KE obiecała, że księga będzie gotowa jeszcze przed marcową Radą, już „normalną”, by można podejmować kolejne decyzje. Rada Europejska skierowała też kilka żądań pod adresem Rady UE, co oznacza, że w pewnym momencie do gry wejdzie też Parlament Europejski. Taki musi być proces decyzyjny w tych obszarach, które wymagają współdecyzji wszystkich instytucji. Trzeba mieć nadzieję, że te słynne „unijne młyny” tym razem będą pracować szybciej niż zwykle. Bo przecież „Si vis pacem, para bellum” nie może trwać w nieskończoność.
Maciej Zakrocki