1 maja mamy 20-tą rocznicę członkostwa Polski w Unii Europejskiej. W wielu miejscach obchody już się zaczęły. Jest wiele konferencji, spotkań, publikacji wspominkowych i bilansujących minione dwie dekady. Ruszyła też kampania w wyborach do Parlamentu Europejskiego. To wszystko powinno być okazją do opowiedzenia prawdy o Zjednoczonej Europie, tak mocno fałszowanej w ostatnich latach.
Koniec euroentuzjazmu?
Z pewną trwogą mogliśmy patrzeć w ostatnich miesiącach na badania, z których wyraźnie wynika, że zmalała liczba osób popierających członkostwo Polski w Unii. A już w elektoracie Zjednoczonej Prawicy czy Konfederacji wygląda to naprawdę zatrważająco. W sondażu IBRIS dla Rzeczpospolitej z początku kwietnia zadano pytanie: „co przeważa – zalety czy wady członkostwa Polski w EU?”. Zalety wskazało 53,5 proc. ankietowanych, a wady – 16,7 proc. Zdaniem 24,7 proc. wady i zalety się równoważą. Takie samo pytanie zadano w badaniu w listopadzie 2020 roku. Wówczas zalety wskazało 64,4 proc. badanych, wady – 17,1 proc., a równoważenie się zalet i wad – 15,8 proc. W ciągu ponad trzech lat aż o niemal 11 pkt proc. ubyło euroentuzjastów! To pierwszy niepokojący wniosek z badania.
Jest i kolejny powód do zmartwienia. Bo badacze z IBRIS-u sprawdzili jeszcze, jak to wygląda w poszczególnych elektoratach. W 2020 roku wśród wyborców PiS 47 proc. wskazało przewagę zalet związanych z obecnością w UE, a wśród wyborców KO – aż 95 proc. W najnowszym sondażu tylko 17 proc. wyborców PiS uważa, że zalety przeważają nad wadami, a w przypadku KO – 94 proc. Dla politologów wniosek jest oczywisty: to są skutki zalewu anty unijnej propagandy, jaką dysponował i częściowo dalej dysponuje obóz Zjednoczonej Prawicy. Mówił o niej, nazywając powtarzane fałszywe tezy mitami Radosław Sikorski, przedstawiając sejmowi informację ministra o polityce zagranicznej na rok 2024.
Szkodliwe mity.
„Mit pierwszy dotyczył Unii Europejskiej” – mówił szef dyplomacji. „Weszliśmy do niej po latach starań, w wyniku decyzji Narodu podjętej w dwudniowym referendum, z błogosławieństwem Papieża Polaka. Unia Europejska jest przestrzenią bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego, do której ogromna większość Polaków chce należeć. Ale nie dla naszych poprzedników. Dla nich jest „wyimaginowaną wspólnotą”, bezduszną „Brukselą”, z której anonimowi biurokraci rzekomo narzucają Polsce dyrektywy odbierające suwerenność. Jest kamuflażem dla tej samej co zawsze dominacji silniejszych”. Cytował niektórych prominentnych polityków PiS-u, co mówili o naszej Wspólnocie. „Marek Suski, porównywał naszą obecność w Unii Europejskiej do niemieckiej i radzieckiej okupacji. Minister Przemysław Czarnek z kolei przekonywał, że – ponownie cytat – doszliśmy w Europie do poziomu gorszego niż Związek Radziecki i komunizm”.
Kolejny wymieniony przez ministra mit to odbieranie nam suwerenności, jakby tak twierdzący zapomnieli, że Brytyjczycy kiedy chcieli, to podjęli suwerenną decyzję i z Unii Wystąpili. Jak Węgrzy chcieli w 1956 roku wyjść z radzieckiej strefy, to wysłano na nich czołgi i zabito wiele tysięcy osób. Tak jak mitem jest twierdzenie – mówił Radosław Sikorski – „że korzyści z Unii należy mierzyć tylko wielkością przelewów z jej budżetu”. Miliardy z budżetu na politykę spójności, Wspólną Politykę Rolną czy pieniądze z KPO mają duże znaczenie, ale każdy ekonomista wie, że najważniejsza jest obecność na wspólnym rynku! Poza tym Polska w Unii – dodał szef MSZ – „jest uznawana za kraj stabilny i przewidywalny, w którym warto inwestować. I nawet jeśli z czasem staniemy się płatnikiem netto, zyski z obecności w Unii wciąż będą przewyższać koszty – ponieważ tkwią nie tylko w transferach finansowych, ale w bezpieczeństwie, udziale w rynku europejskim, wolności podróżowania, osiedlania się i możliwościach rozwoju”.
Tak jak następne mity o hegemonii Niemiec, czy o Zachodzie jako źródle „moralnej zgnilizny zagrażającej Polakom”. Albo o konieczności wyboru między współpracą europejską a atlantycką. Tymczasem dowodził minister: „Rozwój i bezpieczeństwo Polski muszą opierać się na dwóch filarach: współpracy transatlantyckiej – podtrzymywanej niezależnie od decyzji amerykańskich wyborców – oraz integracji europejskiej”. Dziwne, że po 20 latach trzeba to tłumaczyć. Chociaż nie, nie dziwne, bo racjonalność w ocenie sytuacji po stronie dzisiejszej opozycji jest albo cynicznie odrzucana albo wynika z niewiedzy.
Cynizm czy brak kompetencji?
W telewizyjnym programie FORUM w miniony piątek przedstawiciel Konfederacji, poseł Roman Fritz przekonywał, że Polska poza Unią mogłaby sobie znakomicie radzić, tak jak Szwajcaria czy Norwegia. Argumenty historyczne i geograficzne nie przekonywały pana posła. Także zalety korzystania ze wspólnego rynku nie są wg niego jakieś wyjątkowe i można przecież wyjść z Unii, a potem z każdym państwem Wspólnoty podpisać oddzielne, korzystne umowy handlowe. Pan poseł, który chce kandydować do Parlamentu Europejskiego nie wie, albo celowo pomija fakt, że wyłączną kompetencją Unii jako organizacji jest polityka handlowa. Komisja Europejska, pod kontrolą Parlamentu Europejskiego, rządów i parlamentów narodowych prowadzi negocjacje umów handlowych z państwami trzecimi i są one zawierane tylko i wyłącznie jako umowy między UE a danym państwem. Więc Polska z żadnym krajem Unii wychodząc z niej, umowy handlowej podpisać nie może…
Trudno też uwierzyć w słowa, jakie w sejmowej debacie nad expose wypowiedział inny kandydat w wyborach do Parlamentu Europejskiego poseł Arkadiusz Mularczyk z PiS-u. Odnosząc się do bardzo wstępnych, opracowywanych w różnych miejscach propozycji reformy UE mówił, że ma ona w ich wyniku zostać scentralizowana pod przywództwem Niemiec, a Polska ma być skansenem i źródłem taniej siły roboczej. „Nikt z nas nie ma złudzeń, że polska polityka zagraniczna realizuje interesy Niemiec, a jej działanie ma na celu utrzymanie Tuska na stanowisku“. Mówił też o polityce kolonialnej wobec Polski i że „polityka zagraniczna to pełna abdykacja na rzecz Berlina”.
A co o pomysłach na reformowanie Unii mówił naprawdę Radosław Sikorski? Unia powinna adekwatnie reagować na pojawiające się kryzysy. Dlatego Polska będzie wspierać realistyczną reformę Unii, która przyczyni się do zwiększenia jej konkurencyjności i potęgi. Nie jesteśmy przekonani, że niezbędna jest do tego zmiana traktatów, ale nie możemy wykluczyć, że część państw członkowskich uzależni od niej zgodę na dokończenie rozszerzenia. Staniemy wtedy jako kraj przed dylematem: czy zgodzić się na reformę traktatową, w której być może będziemy musieli zawrzeć kompromisy, czy zamknąć drogę do członkostwa naszym wschodnim i południowym sąsiadom, których akcesja jest dla nas korzystna.
Dalej szef MSZ-u mówił, że może trzeba rozważyć zmianę sposobu głosowania w Radzie UE, np. przy nakładaniu sankcji, zmianę sposobu obliczania większości kwalifikowanej, zachowanie jednomyślności przy przyjmowaniu nowych członków. W sprawach dotyczących polityki obronnej Radosław Sikorski mówił, że ustanowienie misji wojskowej powinno odbywać się także jednomyślnie, ale do jej przedłużenia wystarczałaby większość. Wydaje mi się to rozsądnym kompromisem. I zaapelował do wszystkich partii: Pokażmy mądre polskie propozycje.
Jaką otrzymał odpowiedź od lidera największej partii w Sejmie czyli Jarosława Kaczyńskiego? Pan prezes mówił: “Jeżeli się przyjrzeć projektom tych zmian, to one oznaczają, że Polska właściwie we wszystkich ważnych sprawach, albo całkowicie i zupełnie traci suwerenność, bo to są sprawy takie jak obrona granic, jak polityka obronna, jak polityka zagraniczna, także jak polityka podatkowa. I to już by wystarczyło, żeby nasze państwo de facto przestało być państwem, żeby to był teren zamieszkiwany przez Polaków, ale rządzony głównie z zewnątrz”. I dodał zdanie, które raczej zamyka jakąkolwiek rozsądną dyskusję, nie mówiąc już o współpracy na rzecz zmian usprawniających funkcjonowanie UE: „Polska suwerenność ma stać się incydentem historycznym”.
Tymczasem w Strasburgu…
Niemal w tym samym czasie w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Strasburgu odbyła się uroczystość z okazji 20-lecia wielkiego rozszerzenia. Większość mówców wolała używać terminu „zjednoczenia”, albo przypominała słowa Jana Pawła II wypowiedziane właśnie w Parlamencie Europejskim jeszcze w 1988 roku, kiedy to papież mówił o dążeniu to chwili, kiedy Europa odetchnie dwoma płucami. Zaproszono 10-ciu premierów lub ministrów z państw, które wtedy do Unii dołączały. Nie trzeba było zapraszać premiera Leszka Millera, który jest posłem w Parlamencie Europejskim. Zgodnie z konwencją uroczystości, każdemu z „tamtych” przywódców pytanie zadawała osoba urodzona 1 maja 2004 roku.
Naszego premiera Maciej Nysiak spytał: 1 maja 2004 roku był pan premierem Polski. Czym dla Polaków było członkostwo w UE? A Leszek Miller odpowiedział: Przede wszystkim cieszę się, że mogę Pana tutaj spotkać, i mam nadzieję, że kiedyś w przyszłości zajmie Pan jeden z foteli na tej sali, jako parlamentarzysta. To był wielki dzień. Ale na pytanie, jakie były nastroje Polaków i czego oni oczekiwali, najlepsze wyniki przyniosło referendum, które zorganizowaliśmy mniej więcej miesiąc przed 1 maja. W tym referendum 13,5 miliona Polaków, czyli 77% wszystkich uczestniczących, powiedziało „tak” dla Europy. Wtedy wyraźnie powiedzieliśmy „tak” Europie, a Europa powiedziała „tak” Polsce. Spodziewaliśmy się, że przyspieszymy nasz rozwój. I tak się stało. Dzisiaj polski PKB na mieszkańca jest o 40 punktów procentowych większy niż w 2004 r. Spodziewaliśmy się, że będziemy przestrzegać ściśle wszystkich wartości, na których Unia Europejska jest oparta, i dbaliśmy o nasze bezpieczeństwo. I ono niewątpliwie zostało umocnione dzięki wejściu do Unii Europejskiej. Jednym słowem, dzisiaj możemy powiedzieć: Polska jest naszą ojczyzną, a Europa jest naszym wspólnym i bezpiecznym domem.
Trzeba tego typu słowa powtarzać w nieskończoność, przytaczać fakty i demaskować mity. Nie tylko w okrągłą rocznicę. Codziennie. Inaczej to, co się wydarzyło 20 lat temu, co wielu uważa, za coś najlepszego, co nas spotkało w tysiącletniej historii, może zostać zaprzepaszczone. A tymczasem: świętujmy!
Maciej Zakrocki