Zakładnicy.

15.04.2024

Politycy Koalicji 15 października lubią mówić, że tworzące ją partie są proeuropejskie. Objęcie przez nie władzy zostało w Europie przyjęte z ulgą. Poland is back! – z radością pisały media, którym bliska jest silna Unia Europejska. Tymczasem sposób głosowania nad paktem migracyjnym w Parlamencie Europejskim przez reprezentantów nowej władzy, został przyjęte z rozczarowaniem. Co się stało?

Kryzys migracyjny.

Nad jednym z najtrudniejszych zestawów regulacji prawnych dotyczących migracji i azylu pracowano właściwie od kryzysu w 2015 roku. Olbrzymia fala uchodźców, głównie z Bliskiego Wschodu dotarła wtedy do Europy i spowodowała ogromne skutki dla politycznej i społecznej sytuacji na  naszym kontynencie. W siłę urosły ugrupowania nacjonalistyczne, żądające wypychania przybyszów z Europy, nawet jeśli to czasem przyjmowało wymiar tragedii, bo gdzieś u wybrzeży Włoch, Grecji czy Hiszpanii zatonął statek z dziesiątkami osób, często także z dziećmi.

Budowanie murów przez poszczególne rządy, straszenie migrantami okazywało się dla wielu formacji politycznych zbawiennym paliwem wyborczym. Dość przypomnieć, że FIDESZ Wiktora Orbana opierał swoją propagandę wyborczą przede wszystkim na strachu przed uchodźcami, którzy mieli nie tylko zmienić chrześcijańskie oblicze europejskich państw, ale przynieść zagrożenie, wzrost przestępczości, w tym tak obrzydliwej jak gwałty i rozboje. To działało, Wiktor Orban rządzi niepodzielnie, a w ostatnich wyborach, gdzie migranci  ponownie byli wykorzystani w kampanii, zdobył ponownie większość konstytucyjną.

W Polsce temat był bardzo eksploatowany we wspomnianym 2015 roku, kiedy to byliśmy już po szczycie kryzysu migracyjnego, a w naszej Unii Europejskiej pojawiały się pomysły jak solidarnie radzić sobie z problemem uchodźców. To wtedy najmodniejszym terminem w politycznym dyskursie była „przymusowa relokacja”. Szukano bowiem sposobu, jak pomóc Włochom, Grekom, Francuzom czy Hiszpanom, ale też państwom Skandynawskim, które przyjęły dużą grupę uchodźców w stworzeniu przybyszom warunków do życia. Gdy politycy ówczesnego obozu władzy sygnalizowali gotowość poparcia pomysłu relokacji, przyjęcia kilku tysięcy osób w imię europejskiej solidarności, to usłyszeli od swoich rywali, że chcą wpuścić terrorystów, osoby przenoszące choroby i robaki i stworzyć całe dziennice muzułmanów, w których będzie rządził szariat, a policja będzie bała się tam wjechać. Panuje zgoda, że gra tym tematem miała duże znaczenie dla przejęcia władzy przez Zjednoczoną Prawicę w 2015 roku.

Po co pakt?

Niezależnie od występujących we wszystkich państwach Unii emocji w tej sprawie, powszechne było przekonanie, że coś z migracją trzeba na poziomie wspólnotowym zrobić. Obowiązujące rozwiązania tworzyły chaos, brakowało identycznych procedur, każdy chciał to robić po swojemu, tylko nieliczni przekonywali, że musimy mieć rozwiązania unijne, jeśli chcemy zachować tę ogromną wartość jaką jest system Schengen. Małą próbkę mieliśmy niedawno: afera wizowa w połączeniu z dziurawym płotem na granicy z Białorusią spowodowały wprowadzenie kontroli na granicy z Niemcami. Tysiące Polaków wracających ze Świąt Wielkanocnych psioczyło stojąc 7 godzin w kolejkach w Świecku czy na innych przejściach i wkurzeni pytali: czemu Unia nie działa?

Tymczasem władze niemieckie chcą mieć kontrolę nad przyjeżdżającymi do nich osobami. Będący w strefie Schengen ludzie mogą się swobodnie po niej poruszać, a jeśli w tym wypadku Polska nie zapewnia skutecznej ochrony granicy zewnętrznej UE, to reguły Schengen można zawiesić. Dlatego przez lata pracowano nad systemem, który w końcu spowoduje, że wszystko będzie jasne, procedury i kryteria wjazdu będą jednolite, że wzmacniając granice zewnętrzne ustanowi się takie same zasady oceny wniosków, łączenia rodzin, odsyłania tych, którym prawo pobytu w Unii jednak nie powinno być przyznane, etc.

Co jest w pakcie?

I tak powstał olbrzymi zestaw rozwiązań, podzielony na różne regulacje, które w sumie tworzą pakt. Zobaczmy pokrótce, co w nim jest? Mamy np. rozporządzenie dotyczące tzw. kontroli przesiewowych. Czyli osoby, które nie spełniają warunków wjazdu do Unii, będą podlegać procedurze kontroli przed wjazdem. Obejmuje ona identyfikację, gromadzenie danych biometrycznych oraz kontrolę zdrowia i bezpieczeństwa. Procedurę tę trzeba będzie przeprowadzić w ciągu siedmiu dni. Kolejne rozporządzenie dotyczy procedur azylowych. Będzie obowiązywać nowa, wspólna w całej Unii, procedura przyznawania i cofania ochrony międzynarodowej. Trzeba będzie szybciej rozpatrywać wnioski o azyl na granicach Unii.

Jest wreszcie rozporządzenie Eurodac. Opisuje ono zasady gromadzenia danych osób przybywających nielegalnie do Unii, w tym odcisków palców i zdjęć twarzy osób od szóstego roku życia, które będą przechowywane w zreformowanej bazie danych Eurodac. Odpowiednie władze kraju będą mogły również rejestrować, czy dana osoba może zagrażać bezpieczeństwu oraz czy była agresywna lub uzbrojona. Kolejny dokument ustanawia jednolite normy uznawania statusu uchodźcy lub statusu osoby potrzebującej ochrony uzupełniającej. Będą one obowiązywać wszystkie państwa członkowskie i to one będą musiały oceniać sytuację w kraju pochodzenia w oparciu o informacje Agencji Unii Europejskiej ds. Azylu, a status uchodźcy będzie podlegać regularnej weryfikacji. Osoby ubiegające się o ochronę będą musiały pozostać na terytorium państwa członkowskiego, które rozpatruje ich wniosek lub w którym przyznano im ochronę.

Dalej mamy rozporządzenie określające sposób przyjmowania osób ubiegających się o azyl. Państwa członkowskie będą musiały zapewnić równoważne standardy przyjmowania osób ubiegających się o azyl, na przykład w zakresie zakwaterowania, edukacji i opieki zdrowotnej. Zarejestrowane osoby ubiegające się o azyl będą mogły rozpocząć pracę najpóźniej sześć miesięcy po złożeniu wniosku. Uregulowano warunki zatrzymania i ograniczenia swobody przemieszczania się osób ubiegających się o azyl. Ma to zniechęcić ich do przemieszczania się po Unii.

Kolejny element paktu to rozporządzenie w „sprawie sytuacji kryzysowej lub sytuacji spowodowanej działaniem siły wyższej”, które ustanawia mechanizm reagowania na nagły wzrost liczby migrantów. Zapewnia solidarność i wsparcie tym państwom członkowskim, które zmagają się z wyjątkowym napływem obywateli państw trzecich. Nowe przepisy obejmą również sytuacje, gdy państwa trzecie lub wrogie podmioty niepaństwowe wykorzystują migrantów do destabilizacji Unii. Z tym zjawiskiem mamy np. do czynienia na naszej granicy z Białorusią. Nasze władze uważają, że to rozporządzenie jest „za słabe” i będą na ostatniej prostej w procesie legislacyjnym je wzmocnić.

No i pora na rozporządzenie w sprawie zarządzania azylem i migracją. To ono budzi największe emocje, gdyż to w nim właśnie zapisano „obowiązkową solidarność”. Oznacza ona, że należy pomóc krajom Unii znajdującym się pod presją migracyjną. Dlatego inne państwa członkowskie będą  relokować osoby ubiegające się o azyl lub objęte ochroną międzynarodową na swoje terytorium, wnosić wkład finansowy lub dostarczać wsparcie operacyjne i techniczne. Można wybrać jedną z opcji, ale też być zwolnionym z udziału, jeśli samemu jest się pod migracyjną presją. W przypadku Polski właśnie to zjawisko występuje, a obecność miliona Ukraińców w naszym kraju na lata zamyka temat.

Co więcej, gdyby pakt już działał, to Polska mogłaby liczyć na ten mechanizm i albo byśmy po prostu otrzymywali wsparcie finansowe z powodu obecności tak dużej liczby Ukraińców w naszym kraju albo moglibyśmy liczyć, że część z tych osób „przejmą” inne państwa. W każdym razie trudno jest znaleźć w pakcie jakieś rozwiązania fatalne, groźne, nie do przyjęcia. A jednak do posłanek i posłów do Brukseli od ich liderów politycznych z obozu władzy przyszedł komunikat: głosujcie przeciw, a w najlepszym razie należy się wstrzymać.

Sprawy wewnętrzne.

Donald Tusk na konferencji prasowej po tym, jak większość w Parlamencie Europejskim przyjęła pakt mówił:  „Mam świadomość, że niektórzy się na mnie obrażą. Połowa stolic w tej sprawie dzwoniła, ale ja tutaj zdania nie zmienię”. I premier dodał: „Chcę wszystkich uspokoić. Znajdziemy takie sposoby, że nawet jeśli pakt wejdzie w życie, ochronimy Polskę przed mechanizmem relokacji”. Warto dodać, że część polskich posłów i posłanek z powodu decyzji władz partyjnych w Polsce głosowała tak, a nie inaczej, co było wbrew stanowisku grup politycznych w Parlamencie Europejskim, do których należą. Stąd pewne rozczarowanie ich kolegów, którzy jeszcze wczoraj cieszyli się „powrotem Polski do Europy”, a dzisiaj ze zadziwieniem patrzą, że znowu głosują jak ludzie Orbana.

No cóż, ponownie wygrywa realna polityka i doświadczenie, w tym wypadku, z 2015 roku. Trzeba zauważyć, że gdy w Parlamencie Europejskim decydowano o losach paktu, u nas toczyła się i dalej toczy kampania wyborcza do samorządów i równolegle do Parlamentu Europejskiego. I turę w samorządowej elekcji wygrał PiS. Już widać, że to ugrupowanie paktem migracyjnym chce grać. Zaraz po głosowaniu Mateusz Morawiecki napisał na portalu X: „Aktualna koalicja rządząca wysłała do Brukseli ludzi, którzy dziś głosowali za paktem migracyjnym. Wstydźcie się. Szkodzicie Polsce i Polakom”. Tymczasem trudno Leszka Millera czy Włodzimierza Cimoszewicza uznać za ludzi koalicji rządzącej, a ani rzeczywiście głosowali „za”. Ale już ich koledzy z Nowej Lewicy wstrzymali się od głosu.

Te niuanse nie mają jednak znaczenia, ważna jest polityczna amunicja. Jarosław Kaczyński w  czasie wiecu wyborczego w sobotę w Stalowej Woli mówił: „Podniesiono rękę na nasze bezpieczeństwo. I z tego punktu widzenia te wybory samorządowe są naprawdę ważne. (…) Tusk mógł to zawetować i nie zawetował”. To oczywiście nieprawda, bo w Parlamencie Europejskim rząd niczego nie może zawetować. W Radzie UE, czyli instytucji zrzeszającej rządy, głosowanie będzie 29 kwietnia, ale będzie tam obowiązywała większość kwalifikowana i nawet weto rządu Tuska o niczym nie przesądzi.

Z kolei Piotr Müller z PiS-u w Polskim Radiu mówił:  „Donald Tusk, król Europy, najlepszy ze wszystkich rzekomo dyplomata europejski, miał ot tak załatwiać rzeczy w Unii Europejskiej. To niech zadzwoni w tej chwili do tych kolegów, których tak twierdził, że ma i że może wszystko załatwić i niech załatwi elementarną rzecz: zablokowanie paktu migracyjnego”. To też demagogia. PiS zawsze uważa, że najważniejszy jest interes narodowy, a wiele rządów wie, że w ich interesie jest przyjęcie paktu. Tak na przykład uważa Giorgia Meloni, pani premier Włoch, która jest z PiS-em w jednej rodzinie politycznej! Może ją by Piotr Müller przekonał do zmiany zdania?

Wiemy o co chodzi

Wszystko to dowodzi, że w sprawie paktu kluczem są sprawy wewnętrzne. Obecna ekipa rządząca nie chce dostarczać opozycji wspomnianej amunicji, bo mamy wybory samorządowe, europejskie, a za rok prezydenckie. Rozumiejąc nastroje społeczne i pamiętając o lekcji z 2015 roku, podejmuje decyzje, które w wielu środowiskach politycznych są zaskakujące. Dlatego należy wierzyć, że w bezpośrednich rozmowach przedstawicieli rządu, dyplomatów, posłów w Parlamencie Europejskim, postawa wobec paktu jest dobrze wyjaśniona. Byłoby bowiem bardzo źle, gdyby tę ekipę wymieniano razem z rządem Orbana czy Fico.

Ale obóz rządzący musi dokonać też mądrej analizy i odpowiedzieć sobie na pytanie czy i jak długo można prowadzić taką politykę? Może trzeba stosować lepszą i skuteczniejszą komunikację? Wykazać nam, obywatelom, że rozwiązania – w tym wypadku paktu migracyjnego – nie są złe? To samo zrobić z Zielonym Ładem, który z powodu protestów rolników stał się czarnym ludem? A przecież to nie jest zły projekt! Nie można być na dłuższą metę zakładnikiem siły propagandy politycznych oponentów, bo za chwilę się okaże, że  PiS ma rację: byłoby dobrze, gdyby nie ta straszna Bruksela i jej pomysły.

Maciej Zakrocki

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL