Chociaż ta wojna trwa już ponad miesiąc, dalej z niedowierzaniem wielu z nas patrzy na ekrany telewizorów i zadaje sobie pytanie: jak to możliwe? Jak można bombardować domy, szkoły, teatry, szpitale? Jak można zmusić miliony ludzi, by w minutę porzucili swojej miejsce na Ziemi i szukali schronienia w nieznanym kraju. Nie zdajemy sobie jednak często sprawy, że ta wojna wywróciła też nasz świat, że jej skutki będziemy wszyscy odczuwali przez dekady, że zagrożone jest nasze bezpieczeństwo, ale nie tylko w rozumieniu „wojennym” – w każdym!
Prezydent Ukrainy w wielu swoich przemówieniach do światowych przywódców odwołuje się do sumień, do emocji, albo pokazuje na filmach, albo po prostu opowiada o ofiarach, zniszczonych miastach, tragedii uchodźców. Prosi o broń, zamknięcie nieba, silniejsze sankcje, w tym odcięcie się świata od rosyjskich surowców energetycznych. Ci mniej od nich uzależnieni mówią, że są „za”, ale ci bardziej – proszą o zrozumienie. Albo jak Wiktor Orban – o nic nie prosi, tylko mówi, że się nie zgadza i już. Mając za pasem wybory, chwali się, że zapewnił Węgrom najtańszy gaz w Europie. Kanclerz Olaf Scholz obiecał w Bundestagu 23 marca, że zakończy zależność od Rosji tak szybko, jak to możliwe, ale zastrzegł: „Uczynienie tego z dnia na dzień oznaczałoby pogrążenie naszego kraju i całej Europy w recesji”. W samych Niemczech groziłoby to utratą „setek tysięcy miejsc pracy”.
Czy to głos odpowiedzialnego szefa rządu, czy cynika, który przedkłada spokój swoich obywateli, ich komfort, stan gospodarki nad los walczącej, krwawiącej Ukrainy. W pierwszym odruchu wydaje się, że jednak to drugie, że zawsze w polityce wobec Rosji szeroko rozumiany Zachód był ostrożny, unikał drastycznych kroków. Prezydent Zelenski sugeruje między wierszami swoich przemówień, że taka postawa zachęci Putina do marszu na Zachód. I jak rosyjskie czołgi znowu pojawią się w Berlinie, będzie za późno na korektę, przestrzega.
Rządy większości państw NATO i Unii Europejskiej uważają, że to jednak scenariusz science fiction, bo powtarzana wielokrotnie przez Jo Bidena – także w Polsce – obietnica obrony z całą mocą każdego napadniętego członka NATO, jest wystarczającą gwarancją powstrzymania zapędów Putina. Wtedy z kolei pojawia się zarzut finansowania zbrodniczej wojny. Według różnych wyliczeń w 2021 roku ze sprzedaży ropy Europie Rosja miała dochód na poziomie 104 mld dolarów, z gazu 43,4 mld. Trzeba Putinowi te pieniądze zabrać, mówią serca. Ale rozum podpowiada, by robić to powoli. I choć wolałbym bronić tezy serca, spróbuję uzasadnić tę drugą postawę.
Wojna w Ukrainie będzie miała długotrwałe, poważne konsekwencje w każdej dziedzinie naszego życia. W scenariuszach skrajnych mówi się o 8 mln uchodźców z tego kraju. Ilu wróci, jeśli szczęśliwie konflikt zbrojny się zakończy? Tego nie wie nikt, ale trzeba zakładać, że znaczna część zostanie, do większości kobiet z dziećmi być może dołączą ich ojcowie, mężowie, bracia. Wiadomo, że trzeba będzie tym ludziom systemowo pomóc, bo to, co się do tej pory dzieje, to doraźne działania zapewniające podstawowe potrzeby. A i tak – to decyzja UE z minionego tygodnia – już teraz na doraźną pomoc przeznaczono ponad 10 mld euro. To oczywisty ruch, ale przecież nie są to wydatki na inwestycje, rozwój, innowacje.
Będziemy ponosić olbrzymie, dodatkowe koszty na edukację, służbę zdrowia, mieszkania, pomoc socjalną. Wszystko to w okresie, gdy z trudem już udawało się wiązać koniec z końcem w związku z pandemią. Potrzebne będą wielkie pieniądze na odbudowę Ukrainy, na przywrócenie jej zdolności do życia, a potem do rozwoju. Nie wiemy, co będzie z Rosją, jaką drogą pójdzie, czy na tyle wiarygodnie wejdzie na ścieżkę demokratycznych zmian, prawdy, lojalności, przestrzegania międzynarodowych zobowiązań, że będzie można znieść sankcje i przywrócić wymianę gospodarczą z tym krajem? Co tu dużo mówić: to także dla wielu europejskich firm ważny rynek i kiedyś cenny partner handlowy. A jeśli tak się nie stanie, jeśli trzeba będzie ją izolować przez dekady? Niedawno Sebastian Mikosz, dzisiaj ważna postać w IATA, mówił, jak ogromne koszty ponoszą znowu linie lotnicze w związku z koniecznością omijania terytorium Rosji w ruchu lotniczym. A to tylko jednak branża, także jeszcze daleka od wyników finansowych sprzed pandemii.
Tylko tych kilka przykładów pokazuje, jak wielkie problemy czekają Europę w najbliższych latach, więc czy należy jeszcze te kłopoty mnożyć? Tak argumentują ii, którzy przestrzegają przed sankcjami na surowce z Rosji. I przekonują, że kierunkowo trzeba to odcięcie zrobić, ale musi to nastąpić stopniowo. Komisja Europejska przedstawiła plan, który zakłada zmniejszenie dostaw gazu z Rosji jeszcze w tym roku o ponad 30%. Przebywający w Brukseli na szczycie NATO, G7, a na koniec Rady Europejskiej amerykański prezydent Joe Biden złożył deklarację, która skutki tej redukcji niweluje. Na wspólnej konferencji z Ursulą von der Leyen powiedział: „Na początku tego miesiąca oznajmiłem, że Stany Zjednoczone wprowadzają całkowity zakaz importu surowców z Rosji, by pokazać, że Amerykanie nie będą subsydiować brudnej, niczym nie uzasadnionej wojny Putina w Ukrainie. Jednocześnie chcę zaznaczyć, że byliśmy w stanie podjąć tę decyzję, gdyż Stany Zjednoczone są eksporterem sercowców energetycznych netto dzięki silnemu przemysłowi krajowemu. Dziś Ameryka z zadowoleniem wita silne stanowisko Unii Europejskiej, które zapowiada raptowną redukcję uzależnienia od rosyjskiego gazu. Stany Zjednoczone wraz z naszymi partnerami postanowiły, że zapewnią dodatkowe dostawy 15 mld metrów sześciennych skroplonego gazu naturalnego LNG dla Europy już w tym roku”.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej potwierdziła, że „zastąpi to dostawy gazu, które obecnie kupujemy z Rosji. A patrząc w przyszłość, Stany Zjednoczone i Europa zapewnią stabilny popyt i podaż na dodatkowe co najmniej 50 miliardów metrów sześciennych amerykańskiego LNG do 2030 r.”. To oznacza, że możemy Rosjanom za gaz podziękować. Nie wiadomo, co prawda, ile będzie ten amerykański kosztował, ale można mieć za to pewność, że surowiec ten nie będzie narzędziem politycznych nacisków i szantażu.
Oczywiście będziemy też szukać innych dostawców, ale co ważne – jest szansa na wspólne zakupy albo na poziomie całej Unii, jak niedawno kupowaliśmy szczepionki, albo poprzez wspólne działania firm z kilku, kilkunastu państw. Szczegóły tego mechanizmu jeszcze nie są znane, ale ważne, że w konkluzjach Rady z piątku ten pomysł się znalazł. Dokładnie w punkcie 17 b, który brzmi tak: Państwa członkowskie będą współpracować w zakresie dobrowolnego wspólnego zakupu gazu, LNG i wodoru, optymalnie wykorzystując polityczne i rynkowe znaczenie Unii Europejskiej i jej państw członkowskich jako całości, by wynegocjować niższe ceny; platforma służąca do wspólnych zakupów będzie otwarta również dla krajów Bałkanów Zachodnich i trzech stowarzyszonych partnerów wschodnich. I tak oto coś, o co jeszcze Donald Tusk jako premier zabiegał na unijnym forum, propagując ideę Unii Energetycznej, staje się faktem. Szkoda, że blisko po dziesięciu latach…
Rada Europejska zobowiązała Komisję do przygotowania do końca maja takiego kompleksowego planu, który niezależnie od poszukiwania innych źródeł, z których Unia będzie surowce kupować, pomoże zmniejszyć ich konsumpcję. Ma to być rozwinięcie i uszczegółowienie pomysłów, które już 3 marca pojawiały się w unijnej dyskusji. Jest wśród nich plan szybszego rozwoju instalacji solarnych i wiatrowych. Obliczono, że można będzie dzięki nim wyprodukować dodatkowe 35 TWh, co spowoduje spadek zużycia gazu o 6 mld m3. Trzeba maksymalnie też zwiększyć zdolność wytwarzania energii z istniejących źródeł niskoemisyjnych, takich jak bioenergia i energia jądrowa. Ma to dać dodatkowe 70TWh i zmniejszyć zużycie gazu na produkcję energii elektrycznej o 13 mld m3. Proponuje się szybszą wymianę pieców gazowych na pompy ciepła. Ma to dać zmniejszenie zużycia gazu do ogrzewania o dodatkowe 2 mld m3 w ciągu roku. Tu jestem wyjątkowo sceptyczny, bo pompy są ciągle dość drogie, a my jeszcze nie wymieniliśmy tysięcy „kopciuchów” na nowocześniejsze piece, choćby gazowe. Ale to pomysły dla całej Europy, może inni potrafią działać sprawniej. Dalej wiele można zrobić poprawiając efektywność energetyczną budynków i firm. To ma dać kolejną oszczędność w postaci zmniejszenia zużycia gazu o 2 mld m3. Dość interesująco brzmi punkt, w którym czytamy: należy zachęcić obywateli, by obniżyli w swoich domach temperaturę tylko o 1 stopień, a da to w skali Unii oszczędność 10 mld m3!
Wydaje się, że ma to sens, jest dość realne, więc można założyć, że rzeczywiście bez większego bólu, w krótkim czasie niezależność od rosyjskich surowców uzyskamy. Czy będziemy zatem już bezpieczni? Przy gwarancjach NATO, opanowaniu spraw energetycznych, coś nam jeszcze będzie grozić? Niestety tak!
W Polsce specjalnie się o tym nie rozmawia, tymczasem bardzo wysoko na liście spraw ważnych Komisji Europejskiej znalazło się… bezpieczeństwo żywnościowe. Wystarczy podać kilka danych, by uświadomić sobie, jak wielkie zagrożenie w tej dziedzinie spowodowała ta wojna. Do niedawna Ukraina, zwana spichlerzem Europy, dostarczała żywność nawet dla około 400 mln ludzi! Według FAO, po wybuchu wojny w Ukrainie 20-30% upraw zbóż, kukurydzy i słonecznika nie zostanie obsianych lub pozostanie niezebranych w sezonie 2022/23. Na Rosję i Ukrainę przypada łącznie ponad 30% światowego handlu pszenicą i jęczmieniem, 17% kukurydzy i ponad 50% oleju słonecznikowego, nasion i paszy do karmienia zwierząt. Do tego dodajmy, że obłożona sankcjami Rosja jest największym na świecie producentem nawozów… Przypomnijmy, że skoki cen nawozów w ubiegłym roku przyczyniły się do wzrostu cen żywności o około 30%!
Komisarz ds. rolnictwa i rozwoju wsi Janusz Wojciechowski w ubiegłym tygodniu przedstawił komunikat Komisji Europejskiej zatytułowany „Zabezpieczenie bezpieczeństwa żywnościowego i wzmocnienie odporności systemów żywnościowych”. Podkreślił, że Unia jest „rolniczym supermocarstwem. Zapewnimy naszym rolnikom pełne wsparcie Komisji, by odpowiedzieć na globalne zapotrzebowanie na żywność”. Nie grozi nam zatem brak żywności, ale są inne konsekwencje wojny. „Chociaż w UE jest wystarczająco dużo żywności, ceny rosną. Inflacja w tym obszarze osiągnęła 5,6% w porównaniu z lutym 2021 r. Musimy chronić obywateli o niższych dochodach i wrażliwe rodziny. Musimy pamiętać, że w ciągu ostatnich 3 tygodni nasza populacja wzrosła o 3 miliony osób; to 3 miliony dodatkowych osób do wyżywienia każdego dnia. Komisja wzywa państwa członkowskie do wykorzystywania swojej polityki społecznej do ochrony zagrożonych obywateli przed brakiem bezpieczeństwa żywnościowego. Państwa członkowskie mogą również wprowadzić obniżone stawki VAT na żywność i korzystać z Europejskiego Funduszu Pomocy Najbardziej Potrzebującym”. Czyli też sobie poradzimy? Na domowym podwórku tak, ale…
Jedna czwarta światowego eksportu pszenicy pochodzi z Rosji i Ukrainy. Blisko 40% pszenicy i kukurydzy z Ukrainy trafia na Bliski Wschód i do Afryki, które już borykają się z problemem głodu i gdzie dalsze niedobory żywności lub wzrost cen grozi wepchnięciem milionów ludzi w ubóstwo. Kilka konkretnych przykładów: Liban importuje do 80% pszenicy z Rosji i Ukrainy. Egipt od Rosji i Ukrainy kupuje 85% pszenicy i 73% oleju słonecznikowego. Co się stanie, gdy tego dostawcy zwyczajnie zabraknie? Nikt nie chce dzisiaj wywoływać kolejnych lęków, ale przypomina się, że wielka fala migracji z Afryki i Bliskiego Wschodu w 2015-2016 roku była na skutek wewnętrznych wojen, a te – poza sprawami demokracji – wiązały się także z… głodem.
Widać więc, jak skomplikował się nasz świat i jak wiele zagrożeń zafundował nam jeden okrutny tyran. Poradzimy sobie, bo zawsze świat demokratyczny na koniec sobie radził. Dzisiaj jesteśmy bardzo zjednoczeni w obliczu zagrożenia i wszyscy rozsądni ludzie widzą, jakim fundamentem jest obecność Polski w NATO i Unii Europejskiej. Jak strasznie mylą się ci, ciągle obecni na scenie politycznej, także w Polsce, którzy jeszcze wczoraj ten fundament podmywali. Jak mogą sobie spojrzeć w lustro i powtórzyć słowa, które wczoraj wykrzykiwali na politycznych wiecach: „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela”. Widzą już dzisiaj różnicę, patrząc na obrazy z Charkowa, Chersonia, Mariupola?
Zachęcam ich też do przeczytania kilka razy tej części przemówienia prezydenta Joe Bidena wygłoszonego w sobotę w Warszawie: „Rządy prawa, uczciwe i wolne wybory, wolność mowy, wolność wyznania, wolność pracy, te zasady są podstawą wolnego społeczeństwa. Ale wszystkie były zawsze atakowane. Każde pokolenie musiało walczyć z wrogami demokracji, ponieważ taki jest świat. On nie jest doskonały. Apetyty i ambicje nielicznych zawsze chcą narzucić wolę tym, których jest wielu”. Na szczęście zawsze w końcu przegrywają.
Maciej Zakrocki