Kto jest bez grzechu…

28.02.2022

Unia Europejska nałożyła – jak się podkreśla – najpotężniejsze sankcje w dziejach, uderzając w rosyjską gospodarkę, finanse, oligarchów, posłów do Dumy, panów Putina i Ławrowa. Decyzję polityczną podjęto na szczycie liderów 27 państw, a dzień później z drobnymi uzupełnieniami przyjęto ją formalnie na Radzie ministrów spraw zagranicznych. W pakiecie początkowo zabrakło wyłączenia Rosji z systemu SWIFT, który służy do wysyłania zabezpieczonych informacji oraz do zlecania płatności. Korzysta z niego ponad 2 tysiące instytucji finansowych i 12 tysięcy banków na całym świecie. Ten brak spowodował u wielu rozczarowanie i zachęcił do ostrych komentarzy głównie pod adresem Niemiec.

Od razu dodam, że i ja za blokowanie tego elementu sankcji przez Niemcy przyłączyłem się do grona krytyków, ale jednak zwracając uwagę pozostałym, że kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Po pierwsze zapomniano, że podczas nadzwyczajnej Rady Europejskiej nie tylko Olaf Scholz blokował sprawę SWIFT, ale też premierzy Włoch, Węgier i prezydent Francji. Dopiero po szczycie, pod wpływem zmasowanej krytyki, także rodzimych mediów, Mario Draghi, Wiktor Orban i Emanuel Macron zmienili zdanie. Przyznali, że są gotowi poprzeć ten pomysł, ale też dodawali, że to, o czym zdecydowano w nocy z czwartku na piątek, nie jest ostatnim słowem, że może dobrze było zostawić sobie jeszcze jeden rodzaj „amunicji”, jeśli Putin nie zatrzyma agresji i nie wycofa się poza granice Ukrainy.

Faktycznie Niemcy byli konsekwentnie przeciw. Z pewnością bardziej antyputinowska szefowa dyplomacji niż sam kanclerz, tłumaczyła w piątek wieczorem w telewizyjnym wywiadzie dla ARD przyczyny tego uporu. Annalena Baerbock przekonywała, że najpoważniejszy środek sankcyjny uderzyłby „o wiele mocniej” państwa Zachodu niż w reżim Władimira Putina, a na dodatek także w rosyjskie „społeczeństwo obywatelskie, którego wspieranie finansowe byłoby wówczas utrudnione”. Dociskana przyznała jednak, że przede wszystkich chodzi o możliwość kupowania dalej węgla… z Rosji. 50% niemieckiego importu węgla kamiennego pochodzi z Rosji i „jeśli nie będziemy mieli tego węgla, elektrownie węglowe w Niemczech nie będą w stanie pracować”. Dodała, że rząd pracuje nad znalezieniem alternatywnych rozwiązań, ale nie może w jeden dzień naprawić błędów przeszłości. Podkreśliła, że „jako rząd jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie Niemcom ogrzewania domów i energii elektrycznej”.

No ładnie, słychać było krytyków takiej postawy: na Kijów, Charków, Mariupol spadają bomby, giną ludzie, a oni o tym, czy będzie im ciepło. I tu znowu wraca biblijne pytanie o tych bez grzechu. 22 lutego wicepremier Jarosław Kaczyński pytany na konferencji prasowej o dalszy import gazu, ropy i węgla z Rosji do Polski mówił: „Będziemy robić wszystko, żeby ograniczyć te kontakt handlowe. Oczywiście w ten sposób, żeby to nie wywoływało gwałtownych zmian w Polsce.” Przypomnę, że jeszcze w ubiegłym roku import węgla z Rosji był na poziomie 8,3 mln ton, ale rząd tłumaczy, że to głównie „zakupy prywatne”… Premier Mateusz Morawiecki wg Reutera proponował na unijnym szczycie, by sankcje objęły też import węgla. No dobrze, a ropa? „Transport ropy naftowej rurociągiem z kierunku wschodniego do Polski odbywa się zgodnie z harmonogramem tłoczeń” – informowała 24 lutego Katarzyna Krasińska, rzecznik prasowy PERN. Warto dodać, że polskie rafinerie około 70% surowca pozyskują… z Rosji.

Może jednak presja miała sens, bo w sobotę wieczorem pojawiła się informacja, że Niemcy zgadzają się na odcięcie Rosji od systemu SWIFT. Przynajmniej większość jej banków. Co więcej, po krytyce, że Berlin wysyła jedynie hełmy w ramach pomocy militarnej dla Ukrainy, kanclerz Olaf Scholz napisał twitt tej treści: „Naszym obowiązkiem jest jak najlepsze wsparcie Ukrainy w obronie przed inwazją armii Putina. Dlatego też dostarczamy naszym przyjaciołom w Ukrainie 1000 sztuk broni przeciwpancernej i 500 rakiet Stinger.” Też w sobotę wieczorem pojawił się jeszcze jeden ważny apel: Nie robi się interesów z kimś, kto wywołuje wojny – takie zdanie padło z ust współprzewodniczącego SPD Larsa Klingbeila, który wezwał byłego kanclerza Gerharda Schrödera do natychmiastowego zakończenia współpracy z rosyjskimi firmami. Przypomnijmy – Schröder był kanclerzem w latach 1998-2005 z ramienia SPD, a niedawno został nominowany do rady nadzorczej Gazpromu. Do chwili wysłania tego tekstu nieznana jest odpowiedź Schrödera.

Czego ta cała historia ze SWIFT-em dowodzi? Przyglądając się wpisom w mediach społecznościowych można uznać, że potwierdzają się powtarzane od lat pretensje, że Unia Europejska jest niezdolna do podejmowania szybkich, stanowczych i dla opinii publicznej oczywistych decyzji. Czyli Unia powinna się wstydzić, kiedy w chwili próby nie staje na wysokości zadania. A jednak to uproszczenie problemu. Po raz kolejny bowiem mamy do czynienia z decyzjami pojedynczych rządów, a nie Wspólnoty jako takiej. Unijne instytucje od dawna apelują, by rządy zgodziły się na odejście od zasady jednomyślności w polityce zagranicznej, w tym od jednogłośnego nakładania sankcji.

12 września 2018 roku (!) przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w przemówieniu w Strasburgu zwanym jako State of the Union, wezwał państwa członkowskie UE do zrezygnowania z wymogu jednomyślności przy podejmowaniu decyzji w niektórych kwestiach polityki zagranicznej, w tym sprawach dotyczących praw człowieka, co pomogłoby UE odgrywać większej roli na światowej scenie. Juncker przytoczył przykład niepowodzenia w potępieniu łamania praw człowieka przez Chiny na forum Rady Praw Człowieka ONZ. Okazało się wtedy, że jedno państwo, Grecja, z powodów sobie znanych, zablokowało stanowisko Wspólnoty w sprawie prześladowań przez reżim w Pekinie dziennikarzy i dysydentów. W samym przemówieniu tego nie było, ale w pisemnym tekście opublikowanym przez Komisję później stwierdzono również, że „to nie jest w porządku, że jedno państwo członkowskie było w stanie zablokować odnowienie embarga na broń na Białoruś lub że sankcje wobec Wenezueli były opóźnione o miesiące, bo nie można było osiągnąć jednomyślności”.

Mam proste pytanie, niestety retoryczne: czy polski rząd jest gotowy powalczyć na unijnej scenie o zniesienie zasady jednomyślności? Czy po szerokiej akcji potępiania Niemiec za blokowanie decyzji o wyłączeniu Rosji z systemu SWIFT polski rząd nie przedstawi tego pomysłu argumentując, że gdyby nie było tej zasady, Niemcy, nawet wsparte przez jeszcze dwa-trzy rządy zostałyby przegłosowane i kwalifikowana większość zdecydowałaby o sankcjach wraz z opcją na SWIFT? Muszę przypomnieć, że polski rząd wraz z węgierskim groziły wetem korzystając z zasady jednomyślności w sprawie 7-letniego budżetu UE, będąc za budżetem! To państwa, które należą do wielkich beneficjentów tzw. Wieloletnich Ram Finansowych, ale chcąc zablokować mechanizm: pieniądze za praworządność były gotowe sięgnąć po tę broń!

Już kiedyś przywoływałem przykład Cypru, który zablokował sankcje na Białoruś w październiku 2020 roku. Jeden z najmniejszych członków UE, twierdził wtedy, że nie może poprzeć proponowanych sankcji wobec białoruskich urzędników, chyba że równolegle zostaną podjęte działania przeciwko… Turcji w związku ze sporem dotyczącym zasobów energetycznych, jaki wywołał napięcia we wschodniej części Morza Śródziemnego. Chodziło o to, że Turcja rozpoczęła odwierty w poszukiwaniu ropy i gazu w pobliżu Cypru. Czyli korzystając z prawa weta w warunkach jednomyślności rząd Cypru, w głębi duszy popierający sankcje na ludzi Łukaszenki, skorzystał z okazji, by załatwić swoją sprawę!

Naprawdę pora, by tę chorą zasadę porzucić. Przecież zawsze znajdzie się wśród 27 państw mających różne interesy, różnej proweniencji rządy jakiś, któremu coś się nie spodoba. I cała Unia jest sparaliżowana, a ludzie mówią/piszą, że co to za beznadziejna organizacja, która nie jest w stanie działać sprawnie i szybko! Ci sami ludzie nieświadomie w istocie opowiadają się za pogłębioną integracją, za oddaniem większych kompetencji instytucjonalnej Unii! Nasz rząd, dzisiaj krytyczny wobec ślamazarnej Unii w obliczu dramatu na Ukrainie, jest w pierwszej linii obrońców Europy Ojczyzn, której rządy i parlamenty narodowe mają decydujący głos. Raz jeszcze ponowię pytanie: czy obóz Zjednoczonej Prawicy będzie zabiegał od odejścia od zasady jednomyślności?

Byłoby też wskazane, by oficjalnie rządzący Polską obóz polityczny ogłosił, że rezygnuje z budowy nowego projektu europejskiego z politykami typu: Marine Le Pen, Matteo Salvini, Giorgia Meloni, Santiago Abascal. Dzisiaj nie da się już tłumaczyć, że „wiele nas łączy, jedynie w polityce wobec Rosji widzimy pewne różnice.” Po tym, co zrobił Putin, trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek istotne poparcie w ich krajach dla partii takich jak francuskie Zjednoczenie Narodowe, włoskie Liga i Bracia Włosi czy hiszpański VOX. Pieniądze, które te partie dostają z rosyjskich banków są – świadomie używam tego powiedzenia – „znaczone krwią.” One zwyczajnie przestaną się liczyć!

Byłoby dobrze, gdyby wszystkie partie tworzące obóz rządzący, w tym Solidarna Polska, złożyły wiarygodną deklarację, że wszelkie decyzje osłabiające jedność Unii Europejskiej są sprzeczne z polską racją stanu. Że rozbijanie Unii jest na rękę rosyjskiemu dyktatorowi, a zatem zaprzestane zostaną działania sprzeczne z interesem naszej Wspólnoty. Że pamiętamy o wsparciu Niemiec, Włoch, Francji w okresie naszych wysiłków dostania się do NATO i Unii Europejskiej, bo bez tej pomocy bylibyśmy dzisiaj w sytuacji Ukrainy. Że błędem była polityka odmawiania solidarności z Grecją, Włochami, Francją, Maltą, Hiszpanią, gdy prosiły o pomoc w czasie potężnego kryzysu migracyjnego w 2015 roku. Przepraszamy za to.

Jeszcze jedna sprawa wymaga załatwienia. Wobec Polski i Węgier, jedynie tych dwóch państw Unia Europejska uruchomiła procedurę z artykułu 7 TUE. To za sprawą tych dwóch państw, widząc słabość procedury art. 7, wprowadzono w życie zasadę: pieniądze za praworządność. Wszystko to spowodowało, że w tzw. „starej Unii” nasiliła się dyskusja pod hasłem: po co przyjęliśmy te państwa ze Wschodniej Europy, które mentalnie do członkostwa nie dorosły. Ja się z takim myśleniem nie zgadzam, ale nie mogę go ignorować w kontekście obecnej sytuacji. Ukraina, jej polityczni przywódcy oczekują, a nawet żądają, by Europa przekazała jasny komunikat, który pomoże jej w tej wojnie: to jest kraj, który ma wszelkie prawo i możliwości, by stać się członkiem NATO i Unii Europejskiej! Nie będzie odpowiedzi pozytywnej, dopóki z Warszawy i Budapesztu nie popłynie jasny komunikat: jesteśmy za Unią Europejską, w pełni popieramy zasady rządów prawa, w tym trójpodział władzy, szanujemy wyroki TSUE, opowiadamy się za zasadą europejskiej solidarności, gdy jakiekolwiek państwo takiej solidarności będzie oczekiwać. Mrzonki? Unię Europejską budowali idealiści. Bez nich by jej nie było.

Maciej Zakrocki, 27 lutego 2022 r.

COPYRIGHTS BCC
CREATED BY 2SIDES.PL