Wydawało się, że nastąpi przełom. Najpierw Prezydent Andrzej Duda przedstawił projekt ustawy likwidującej Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Potem pojechał do Brukseli, by rozmawiać o możliwości odblokowania naszego Planu Odbudowy. Następnie Adam Bielan zasugerował, że Polska może powinna wycofać się z unijnego Funduszu, bo nie może tak być, że “nie będziemy mogli korzystać ze środków, a jednocześnie je żyrujemy”. Na to Adam Glapiński powiedział, że te środki, należą się nam “jak psu micha”. A Patryk Jaki, że inicjatywę ustawodawczą Prezydenta RP można nazwać “zdradą”. Tak wygląda ostatnio unijna polityka obozu władzy.
Można mieć wiele uwag do projektu ustawy zgłoszonej przez prezydenta. Można przypominać, że sam przyłożył rękę do wprowadzenia zmian w polskim sądownictwie, które otworzyły konflikt o praworządność z unijnymi instytucjami i spowodowały napięcie w relacjach z wieloma rządami Wspólnoty. Ale też należy zauważyć wolę choćby częściowej naprawy sytuacji, bo w końcu miliardy z Funduszu Odbudowy naprawdę są nam wszystkim potrzebne.
Przypomnijmy: projekt prezydenta przewiduje, że Izba Dyscyplinarna SN zostanie zlikwidowana, a sędziowie, którzy w niej orzekają, mieliby możliwość przejścia do innej izby lub w stan spoczynku. W SN ma zostać utworzona Izba Odpowiedzialności Zawodowej, która będzie się składała z 11 sędziów wybieranych spośród sędziów SN na pięcioletnią kadencję. Ostatecznego wyboru członków Izby Odpowiedzialności Zawodowej miałby dokonywać prezydent. Po złożeniu dokumentu w kancelarii Sejmu, Andrzej Duda zadzwonił do Brukseli i umówił się na spotkanie z Ursulą von der Leyen i szefem Rady Charlesem Michelem.
Głównym tematem rozmów był kryzys wokół Ukrainy, ale było oczywiste, że PAD, jak w skrócie piszemy o prezydencie, sonduje reakcje na swój projekt. Wyraźnie chciał zaliczyć sukces, że oto za jego sprawą miliardy zostaną odblokowane. Na miejscu okazało się jednak, że projekt jest dopiero analizowany przez prawników Komisji Europejskiej i na jakikolwiek przełom trzeba będzie poczekać, niemniej jednak dziennikarzom Andrzej Duda mówił o “aprobacie” czy “uldze” u swych rozmówców. “Wierzę, że moja inicjatywa ustawodawcza załatwia i rozwiewa także wątpliwości, które były podnoszone na poziomie europejskim” – zapewniał Andrzej Duda pytany o szansę odblokowania KPO. Szybko ten entuzjazm, a nawet rzeczywistą nadzieję, że coś może jednak się w tej sprawie ruszy, zaczęli gasić politycy w obozu władzy, wspierający jeszcze niedawno Andrzeja Dudę w wyborczej kampanii.
Adam Bielan, szef Partii Republikańskiej w wywiadzie radiowym powiedział wprost: “Będziemy musieli podjąć jakąś decyzję, ewentualnie nawet o wycofaniu się z europejskiego planu odbudowy, bo sytuacja, w której nie będziemy mogli korzystać z tych środków, a jednocześnie je żyrujemy, żyrujemy kredyt, z którego one są wypłacane innych państwom, jest oczywiście nie do zaakceptowania.” To propozycja albo nie do końca przemyślana, albo należąca do tzw. “opcji atomowej”. Bo w istocie doświadczony polityk, od wielu lat poseł do Parlamentu Europejskiego proponuje zerwanie umowy międzynarodowej 27 państw, pod którą oczywiście polski rząd się też podpisał! Co więcej – umowa ta była przedmiotem ratyfikacji przez polski parlament (zgoda na rozszerzenie zasobów własnych UE), co nastąpiło w maju 2021 roku. Ale to nie wszystko!
Taki krok to także złamanie obowiązujących przepisów UE, które dały możliwość stworzenia Funduszu Odbudowy i Odporności, co mogłoby skutkować kolejnym zaskarżeniem do TSUE. Co więcej, można w pewnym ciągu logicznego myślenia zauważyć, że rezygnacja z Funduszu to w zasadzie także rezygnacji z tradycyjnego budżetu UE, a więc z pieniędzy z Funduszu Spójności czy ze Wspólnej Polityki Rolnej. Dlaczego? Bo siedmioletni budżet jest jednocześnie gwarantem pożyczek, z którego finansowany jest Covidowy Fundusz. A Jan Olbrycht, poseł do PE i od lat negocjator Wieloletnich Ram Finansowych, czyli właśnie budżetu UE, zwrócił uwagę na kolejny aspekt: Polska w niewielkim stopniu, ale jednak już korzysta z Funduszu Odbudowy, “ponieważ już dzisiaj wykorzystuje pieniądze z React EU dla Polityki Spójności, z II Filaru Polityki Rolnej oraz Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Co prawda nie skończone są prace KPO, ale z Funduszu już korzystamy!” Jak zatem można brać pieniądze, a jednocześnie mówić, że się nie będzie “żyrować pożyczek”, bo nie korzystamy z Funduszu – dopytywał pan poseł.
Jakby mało było tego typu komplikacji, rządzący dorzucili kolejne. W Sejmie pojawił się inny projekt ustawy odnoszący się do Izby Dyscyplinarnej, można powiedzieć konkurencyjny wobec prezydenckiego, “o ochronie niezawisłości sędziowskiej i szczególnych zasadach odpowiedzialności karnej i dyscyplinarnej sędziów.” Złożyła go grupa posłów PiS, a przedstawicielem wnioskodawców jest Marek Ast, przewodniczący Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Projekt przewiduje przekazanie rozstrzygania spraw dyscyplinarnych sędziów Sądowi Najwyższemu jako całości i pozostawienie Izbie Dyscyplinarnej rozpatrywania spraw innych zawodów prawniczych. “Projektowana ustawa czyni zadość wszystkim wskazaniom TSUE a równocześnie porządkuje zasady odpowiedzialności karnej i dyscyplinarnej sędziów w sytuacji potencjalnego konfliktu takiej odpowiedzialności z konstytucyjną zasadą niezawisłości sędziowskiej” – czytamy w uzasadnieniu.
Pomysł nie był konsultowany z Kancelarią Prezydenta, ani z Ministerstwem Sprawiedliwości, co moim zdaniem dowodzi, że ma służyć dalszemu przeciąganiu sprawy, a nie jej załatwieniu. Nie od dziś wiadomo, że nie ma zgody w Zjednoczonej Prawicy, jak problem rozwiązać, a jeśli ktoś jeszcze na taką zgodę liczył, to po filmiku, jak zamieścił na Youtube Patryk Jaki może o niej zapomnieć. Były wiceminister sprawiedliwości i bliski człowiek ministra Zbigniewa Ziobry użył wyjątkowo mocnych słów, odnosząc się do prezydenckiej inicjatywy w sprawie Izby Dyscyplinarnej: “To spowoduje w Polsce niespotykane, niewidziany od dekad chaos. O to dokładnie Komisji Europejskiej i Niemcom chodzi, żeby Polska została tak osłabiona, żeby nie mogła już fikać. Kto nam to wszystko gotuje? To wszystko zgotował nam prezydent Andrzej Duda. Jest mi wstyd za to, że na niego głosowałem i że namawiałem, chociaż widziałem jego słabości”. Padły też słowa, wobec których trudno przejść obojętnie: “Jeżeli ktoś proponuje, jest jeszcze w dodatku prawnikiem, proponuje tego typu ustawę, to jak to można nazwać? Osłabianie własnego państwa, wprowadzanie chaosu, nie pierwszy raz zresztą, jak proszę państwa, można nazwać? Zdradą, jak piszą niektórzy? To jest pytanie retoryczne”.
Najgorsze jest to, że toczy się tu jakaś gra, a tracą firmy, samorządy, Polacy. W wielu miejscach są gotowe projekty na ważne inwestycje, są wykonawcy, terminy, a pieniędzy nie ma. Na dodatek pojawiła się kolejna groźba co najmniej poważnych zakłóceń. Jak pamiętamy, w ramach tzw. zabezpieczenia TSUE nakazał zaprzestania działalności kopalni Turów w związku ze skarga złożoną do Trybunału przez rząd Czech. Brak reakcji polskich władz spowodował nałożenie kar 500 tys. euro dziennie. Po wielu miesiącach rządy w końcu się dogadały i natychmiast Czesi złożyli do TSUE wniosek o “wykreślenie sprawy C-121/21 z rejestru Trybunału w możliwie najkrótszym terminie, tak aby zapobiec dalszemu naliczaniu kar”.
Premier Mateusz Morawiecki taki był dumny z uzyskanego porumienienia, że zaczął twierdzić, iż żadnych kar płacić nie będziemy, bo przecież jest “po sprawie.” Jednak Komisja Europejska zwróciła uwagę, że zanim rządy Polski i Czech się dogadały, kary obowiązywały i w sumie uzbierało się tego 68,5 mln euro. Jej zadaniem, jako strażnika unijnej kasy, jest teraz ściągniecie należnej kwoty, a jeśli terminy spłat nie będą dotrzymywane, to trzeba będzie doliczyć odsetki. Tydzień temu na konferencji prasowej jeden z rzeczników Komisji Europejskiej Balazs Ujvari beznamiętnym głosem wytłumaczył formalne aspekty procedury i dodał, że brak wpłat spowoduje ściąganie tożsamych kwot z wypłat należnych Polsce z siedmioletniego budżetu. Dopytywany, czemu „końcowi beneficjenci” muszą być karani za działania rządu, rzecznik wyjaśnił, że to nie tak, że beneficjenci mają swoje pieniądze dostać w całości, bo rząd musi powstałą różnicę dołożyć z budżetu.
Niestety, także w tej sprawie przedstawiciele naszej władzy nie szukają pozytywnego rozwiązania, tylko już tradycyjnie idą na zwarcie. Wieści z Brukseli premier Mateusz Morawiecki komentował tak: “to jest jakiś kompletny absurd”, aby “domagać się od rządu, żeby wyłączył 3, 4 lub 5% czy więcej czasami systemu energetycznego, żeby ludzie marzli w swoich domach, żeby nie było prądu u kilku milionów rodaków”. “Unia Europejska, niestety, jest pełna takich absurdów. Przyczyna tego leży też w pewnym ideologicznym zacietrzewieniu.” “Jestem już po rozmowie z naszym ambasadorem w Brukseli, ze Stałym Przedstawicielstwem. I przygotowujemy procedurę odwoławczą, tak żeby nic nie zapłacić w tym przypadku” — powiedział premier. Stałe Przedstawicielstwo to taka nasz ambasada przy UE. Według osób, które się na Unii znają, odwołanie niczego nie da, zwiększy tylko dług o karne odsetki. Choć z drugiej strony jest jednak pewien znak zapytania, bo oczywiście Polska zachowuje się w sprawie kar, tak jak jeszcze nigdy żaden kraj się nie zachowywał, więc można powiedzieć, że przecieramy szlaki.
Puentując można ponownie ze smutkiem stwierdzić, że ciągle rządzący uważają konflikt, obrażanie, czasem nawet poniżanie unijnych partnerów za najlepszą metodę uprawiania polityki. Nie bardzo wiadomo czemu, bo przecież w polityce podobno najważniejszym probierzem jest osiąganie celów, skuteczność. Tu jej nie widać, natomiast dobrze widać możliwe zagrożenia. 10 lutego Komisja Europejska ustami komisarza Paolo Gentiloniego przedstawiła tzw. zimową prognozę gospodarczą. Parametry makroekonomiczne są niezłe, wzrost PKB UE w tym roku powinien wynieść 45, inflację w strefie euro oblicza się na 3,5%, a całej UE – 3,9%. Komisarz ds. gospodarki zwracał też uwagę, że dobre prognozy wiążą się także z uruchamianiem środków z Funduszu Odbudowy, że ewidentnie jest to znakomity impuls rozwojowy…
Potem tę konferencję zestawmy sobie z wypowiedziami dla mediów prezesa NBP: “Gdybyśmy byli w euro, tobyśmy mieli zerową stopę procentową. Co ci mądrale by powiedzieli na to? Byśmy byli całkowicie bezwolni. Przecież to idiotyczne. Nasze tempo wzrostu byłoby zredukowane. A my na stałe bylibyśmy pracownikami przy… jak się mówi na te roślinki… przy szparagach”.
“W gospodarce jak rośnie, to spada, jak spada, to rośnie. Inaczej niż w cyklu życia, gdzie się starzejemy.”
“Proszę pamiętać, że te środki, których się domagamy, to się nam należą jak psu…buda?…micha! Bo psy nie powinny w budzie mieszkać, ale w domu, jak dwa moje wilczury.”
Maciej Zakrocki